wtorek, 11 grudnia 2018

Nowe, a jak stare

Uczestniczyłam dziś w pierwszym posiedzeniu Komisji Spraw Obywatelskich i Komisji Rozwoju Gospodarczego i Rolnictwa ( obrady łączone) przedborskiej RM. Z tym większą przyjemnością ( uczestniczyłam) że nieobecny był burmistrz. 

A poszłam popatrzeć jak przebiegać będzie wybór przewodniczących i wiceprzewodniczacych tych komisji. Wiedziałam, że będzie zabawnie i nie pomyliłam się. Co prawda nie są to już takie cyrki jak w poprzedniej kadencji, albowiem w obecnej brakuje głównego prowodyra. Ale poza tym jednym, zmieniło się niewiele. 

Np. w kwestii wyborów: pytano wszystkich o kandydatury na te funkcje, ale ten pozorny przejaw demokracji słusznie podsumowała jednym trafnym pytaniem radna E. Jadowska: "po co"? I już było pozamiatane. 




Tak więc z jednej strony stołu padały propozycje ( nazwiska kandydatów), do każdej funkcji jedna osoba ( nikt inny się nie ośmielił) wskazywała jedną osobę i ta właśnie przechodziła 11 głosami. W każdym przypadku. Hahaha! Pewnie się mylę, ale sądzę, że jak se wcześniej uzgodnili, tak se wybrali. Dla mnie - farsa z kiepskimi aktorami. Cóóóżżż ... każdy orze jak może. 

Tak więc przewodniczącym KSO został radny Jarosz i to jest gwarancją, że ja do tej komisji z niczym się nigdy nie zwrócę. A jak wiadomo, w przeszłości mi się zdarzało, dla dobra "naszych drogich mieszkańców". Po prostu: jak zobaczyłam co zobaczyłam, odechciało mi się całkiem i ... nie będę się z tego tłumaczyć. Tak samo jak kiedyś na życzenie radnego Jarosza miałam się wytłumaczyć dlaczego się śmiałam ( "dusiłam się ze śmiechu"), ale odmówiłam. Skoro jest okazja, to ja może od razu wyjaśnię, że swoich postanowień trzymam się sztywno, żadnych rozmów z radnym Jaroszem w swoim życiorysie nie przewiduję, a na ewentualne pytania z jego strony, moja odpowiedź będzie zawsze taka sama. Konkretnie taka, jaką otrzymywał za każdym razem pewien były już radny: nie mam obowiązku, nie będę, nie chce mi się. 



Zastępcą przewodniczącego KSO został radny T. Małecki. 

Przewodniczącym KRGiR został radny Mroziński, a jego zastępcą radna B. Pełka. 

Kolejnym punktem obrad były sprawy przyszłorocznego budżetu, a omawiała je pani skarbnik. Swojego zdania na ten temat tu nie zaprezentuję, bo jest ono negatywne, a to jak wiadomo jest źle widziane "w naszej małej ojczyźnie". Słuchając treści wyjaśnień i liczb, zwracałam uwagę na zainteresowanie radnych tematem. I jakaś taka dziwna refleksja mnie naszła: jak to od razu podział miejsc przy stole dokonał podziału na radnych kompetentnych i podporządkowanych. Z jednej strony stołu padały pytania, oczekiwano wyjaśnień i szczegółowych informacji, a druga strona stołu zgodnie milczała. Mało tego, nie wykazywano żadnego zainteresowania, co z kolei od razu nasunęło mi myśl, że siedzą tam osoby wybitne, które po prostu wszystko już wiedzą i pojmują. Najbardziej ( MOIM ZDANIEM) to co było omawiane, nudziło radnych Stępnia i Piskorza, bo zajęci byli prywatnymi pogaduszkami. Ale specjalnie mnie to nie dziwi ... Radnymi są nie po raz pierwszy, a doświadczenie robi swoje. 

Do przerwy obecni na sali obrad byli wszyscy radni, po przerwie tradycyjnie brakowało radnego Obarzanka. Wspominam o tym, bo niedawno usiłował przekonać mnie i Sąd, że on po przerwie też w obradach uczestniczy. Owszem, zdarza mu się, ale według moich obserwacji, są to jakieś wyjątkowe okoliczności albo powody. Natomiast najczęściej jest tak, jak dziś, czyli go ni ma. 

Nie wróciła już też pani skarbnik, mimo że przybyłe na obrady dwie mieszkanki miały sprawę do radnych, ale była to sprawa związana z budżetem. Owszem, w przerwie, zaczepiona pani skarbnik wysłuchała o co kaman, a że w pobliżu nie było żadnego gumowego ucha, nawet chwilkę porozmawiała z paniami. Ostatecznie jednak stwierdziła, że ona tylko liczy pieniądze, a decyzje podejmują radni. Też hahaha ( moje prywatne i subiektywne oczywiście). 



Mili Czytacze! Pamiętacie jak na pierwszej uroczystej sesji obecnej kadencji burmistrz zapewniał, że najważniejsi są mieszkańcy i wszyscy ( burmistrz i radni) mają pracować dla ich dobra? No to ja Wam teraz w skrócie opowiem jak ta teoria wygląda w praktyce. Na jednym tylko przykładzie. Panie Z przybyłe na salę obrad dopuszczono do głosu dopiero w punkcie "sprawy różne i wolne wnioski". Reihenfolge muss sein. 

O co kaman? W największym uproszczeniu: rodzinie Z wydano pozwolenie na budowę domu jednorodzinnego w konkretnym miejscu. Obecnie są tam też już wydzielone inne działki budowlane, więc lada moment teren się zaludni. Chyba że ... gmina nie doprowadzi tam wody i kanalizacji, to może nie być chętnych. Tymczasem rodzina Z dom już postawiła i cierpliwie czeka na sieć wodno - kanalizacyjną. Jej doprowadzenie jest obowiązkiem gminy. Dom stoi niewykończony, a wprowadzić się do niego nie można, z wiadomych względów. Rodzina Z od dłuższego czasu szuka możliwości rozwiązania problemu i prosi "jaśnie wielmożną gminę", o zrobienie tego co zrobić należy. Na własny koszt ( topiąc w interesie z gminą spore pieniądze) zrobili projekt i ten projekt za symboliczną złotówkę przekazali do gminy. Bo burmistrz powiedział, że jak oni projekt, to gmina - inwestycję. Ale ... w temacie nadal nie dzieje się nic, a projekt z biegiem czasu może się zdezaktualizować. Panie przyszły prosić radnych o pomoc. Bo w budżecie jak do tej pory ani centa na ten cel nie było, a w przyszłorocznym też nie ma. 

Burmistrza, jak już wspomniałam, nie było. W zastępstwie radny Zawisza usiłował odpowiedzieć rozżalonym kobietom. W przypływie dobroci ( albo z chęci zakończenia kłopotliwego tematu), obiecał, że na wiosnę inwestycja zostanie przeprowadzona. Ciekawe, czy nie zmieni zdania, jak gminny wizjoner wróci na salę obrad? Starsza ( sorki, Ewa) pani Z stwierdziła na koniec, że chyba ze względu na jej nazwisko, sprawa wydaje się nie do rozwiązania i wlecze się jak smród po gaciach. Oczywiście dosłownie tak nie powiedziała, to moja przenośnia. Otóż ja się z panią Z w tej kwestii zgadzam, bo też uważam, że obywatele tej gminy, tfuuu ... "nasi drodzy mieszkańcy" zostali podzieleni jakiś czas temu na dobrych i złych i według tego klucza załatwia się lub nie ich sprawy. Ale oczywiście uważam tak SUBIEKTYWNIE. 

I jeszcze coś ... Radny Zawisza zastępując burmistrza, niestety stosuje podobne metody "zwalczania wroga" i podobną kulturę wypowiedzi. Każda okazja wydaje się być dobra, żeby komuś z deka przygadać. Tak było i dzisiaj, raz gdy mówił o "podpowiadaczach" ( opozycja). A drugi raz, kiedy to apelując: pokażcie skąd mają być pieniądze na tą inwestycję, z czego zdjąć, żeby tam włożyć, chciał dociąć ( chyba) radnej Ocimek. Powiedział pi razy drzwi, że najłatwiej wypowiadać się tym, którzy nigdy żadnej inwestycji nie zrobili. 

To ostatnie muszę podsumować! Panie radny Zawisza, jak pan raz zainwestowałeś bez "podpowiadacza", na własną rękę "że tak powiem", to potem za jakiś czas, Gazeta Radomszczańska pisała, że to była chyba najdroższa flaszka w okolicy. Czy coś w ten deseń, bo dosłownie nie pamiętam. Ale taki był sens. Więc wyjaśniam panu: przygadywać też trzeba umieć, a jak się nie potrafi, to lepiej się powstrzymać. W przeciwnym razie jest i śmiesznie i tragicznie, takie dwa w jednym. I wstyd. 

Miłego wieczoru. Bo jest też dobra informacja: powstał Klub Radnych Niezależnych. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.