piątek, 1 grudnia 2017

O "pogryzionych radnych" i nie tylko

Myślałam, że najśmieszniejsze co ostatnio usłyszałam przy okazji bekowisk w przedborskim ratuszu, to stwierdzenie burmistrza M. Naczyńskiego, że radny Zawisza nie prowadzi obrad radnych w sposób stronniczy. Uśmiałam się wtedy serdecznie, bo wiadomo że ten zarzut był zasadny.

Wtedy, bo dziś już było nieco inaczej. A przynajmniej radny Zawisza czynił w tym kierunku starania. Znając przebieg sesji ( z relacji, bo przecież Was tam nie ma mili Czytacze), pytam: czy możecie sobie wyobrazić sytuację, że przewodniczący RM nie udziela głosu radnemu Dziubie? Zakładam się o sześciopak tego co lubię, że wyobrazić sobie tego nie możecie. A jednak tak się stało.

Można? Można !!!

Okazało się też, że to, o czym wyżej, nie było też najśmieszniejsze z czym miałam ostatnio do czynienia. Pamiętajta, mili Czytacze, że ważniejsza jest raczej pierwsza część każdej sesji (przed przerwą). Ponieważ zapadają decyzje, które mają wpływ na nasze życie "w naszej małej ojczyźnie". Ale ... ! Ciekawsze i dużo bardziej zabawne jest podczas sesji przedborskiej RM zawsze to, co dzieje się po przerwie. Dlatego, choć tekst mój prawdopodobnie przekroczy pewne normy, jeśli chodzi o obszerność, czytajta do końca. Warto!!!

Ale po kolei. 30 listopada, teoretycznie o 11:45, a w praktyce jak zwykle z poślizgiem, rozpoczęła się część niedokończonego w ub. poniedziałek posiedzenia komisji łączonych. Radny Mąkosa truchcikiem przegalopował przez trzy projekty uchwał, których nie procedowano wcześniej i z ulgą oddał głos przewodniczącemu RM. Rozpoczęła się sesja.


Nieobecny całkowicie był radny Piskorz. Reszta ( z chlubnymi wyjątkami) albo była albo nie, w zależności od tego kto akurat wyszedł albo przyszedł. Byli też sołtysi, oraz jako "wolni słuchacze" ( to cytat, a wyjaśnienie w tekście) obecni byli również: dyrektor muzeum, ksiądz proboszcz naszej parafii oraz towarzyszący mu ksiądz wikary, oraz: prezes/dyrektor ( z przerwami), przedstawiciel wojewody/ członek SPZP/ senior i Bóg wie kto jeszcze ( ale to ciągle ta sama osoba), mieszkaniec Piskorzeńca( nie cały czas), strażak Hubert i Wasz reporter, czyli ja.

Przewodniczący odczytał porządek obrad, radni zaakceptowali, po czym radny J. Chudy chciał odnieść się to niefortunnej wypowiedzi burmistrza z poprzedniej, nadzwyczajnej sesji. Jednak w pierwszej kolejności ( za zgodą radnych) głos zabrali księża. Mówili o planach związanych z cmentarzem, a konkretnie o budowie alejek z kostki. Była mowa o kosztach i prośba o ewentualne dofinansowanie. Przewodniczący RM był na tą okoliczność przygotowany. Odczytał najpierw opinię prawną ( nie wiadomo czyją, ale widocznie to tajemnica), po czym odczytał pismo RIO ( bodajże z Krakowa) dotyczące podobnej sytuacji w Olesznie. Według jednego i drugiego pisma, gmina nie ma możliwości dokładania ( kasy) do cmentarza parafialnego. A komunalnego u nas nie ma. Podczas gdy ksiądz proboszcz przedstawiał swoje stanowisko, M. Naczyński chichotał z panią skarbnik. To taki nieco inny rodzaj kultury, o której sporo dzisiaj rozprawiał radny Dziuba. Ostatecznie jednak burmistrz ugodowo podsunął pewne rozwiązanie i po krótkiej dyskusji księża opuścili salę obrad.

I dobrze, bo po co mieli patrzeć i słuchać tego, co działo się potem?
A potem ... najpierw burmistrz odczytał sprawozdanie ze swojej działalności między sesjami. Tradycyjnie kilka razy padła informacja o jego bytności w sądach. Podczas zadawania pytań głos chciał zabrać radny Dziuba, ale właśnie wtedy nastąpił cud, o którym wspomniałam wcześniej i radny nie dostał takiej możliwości. Zdenerwował się tym okrutnie i najpierw na sali palnął coś niezbyt grzecznie do radnego Jarosza, potem gadał chwilę sam do siebie, a dużo później komentował ten fakt jeszcze podczas przerwy na korytarzu. Wracam. Radny Mąkosa odczytał sprawozdanie z prac komisji, pardon z "prac". A następnie był blok uchwał, z których zdjęto ( wcześniej) punkt f.

Dwie pierwsze uchwały dotyczyły budżetu, pani skarbnik zabrała głos, po czym w głosowaniu wstrzymała się radna A. Ocimek i radna R. Świerczyńska. Pozostałe uchwały przeszły prawie jednogłośnie, z wyjątkiem tej dotyczącej podatku od środków transportu. Tu nastąpiło novum: prócz sześciorga radnych opozycyjnych, wstrzymał się również radny Mąkosa.

Można? Można!!!

I to nie tylko wtedy, gdy podwyżka dotyka bezpośrednio radnego Mąkosę w kieszeń. Wszak radny jest przy głosowaniach uchwał przede wszystkim reprezentantem interesu publicznego.

Radni opozycyjni głosowali również przeciw przy uchwałach dotyczących zamiany działek.
W tym czasie na sali pojawiał się i znikał, czekając na odpowiedni moment ( aby zabrać głos), mieszkaniec Piskorzeńca. Wywołało to pewną nerwowość u radnego Mąkosy i radnego Mrozińskiego. Ale dotrwali do końca bloku uchwał na sali. Widząc na co się zanosi, zabawiłam się w jasnowidza i szepnęłam do siedzącego obok strażaka: Hubert, patrz co będzie, zaraz przyjdzie pan P. Wtedy radny Mąkosa wyjdzie, a za nim radny Mroziński. Tak też się stało.

Po przerwie, na sali za stołem prezydialnym było już pustawo. Również publika się przerzedziła. Nastąpiły punkty "wolne wnioski, zapytania, odpowiedzi, sprawy różne". Odczytano pismo z Sądu w Piotrkowie Tryb. dotyczące uzupełnienia składu ławników. Potem było coś tam o chodniku w okręgu radnego Jarosza. 

Następnie odczytano pismo z Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. Pismo informowało o tym, że do ŁUW napływają różną drogą ( mailową i listowną) skargi na temat nieprawidłowego funkcjonowania przedborskiego UM i Rady. Autorami są mieszkańcy "naszej małej ojczyzny" zaniepokojeni wydarzeniami i decyzjami zapadającymi np. na sesjach. ŁUW zwrócił się więc z prośbą o wyciągnięcie odpowiednich wniosków oraz nie mniej odpowiednich konsekwencji. Mina burmistrza podczas odczytywania pisma - bezcenny widok.

O głos poprosił radny Dziuba. Ponieważ jak mniemam było to wcześniej ustalone, tym razem mógł się wypowiedzieć. Zapytał ( patrząc wymownie w moim kierunku) kto takie skargi do ŁUW kieruje.

"Odpowiedział" burmistrz. Że teraz "my" (czyli oni - UM) w trybie dostępu do informacji publicznej wystąpią do ŁUW o nazwiska tych, którzy są zaniepokojeni zanikiem demokracji w Przedborzu.

-"Oczywiście, oczywiście" - przytakiwał głośno radny Dziuba. Dalej patrząc na mnie.

Cóżżż ... Nazwiska osób niepublicznych nie są informacją publiczną, ale ... powodzenie życzę.

Radna A. Ocimek zwróciła uwagę radnemu Dziubie, aby nie opowiadał kłamliwie, że ona zawsze głosuje przeciw. Radny zaczął się rzucać, że powiedział "przeważnie" a nie "zawsze", ale to też była ściema. Radna dodała, że ona nie komentuje jak radny głosuje i tego już było chyba za wiele.

-"To jest właśnie pani kultura" - krzyczał W. Dziuba - "pani mi ubliża, pani się myli w tym co mówi". Czyli wyglądało na to, że radny się rozkręca. Faktycznie, w kwestii kultury, zwracał też uwagę radnemu Koskiemu, no i oczywiście mnie. Olałam, bo jakoś radnemu kulturalnemu nie przeszkadzało np. to, gdy przewodniczący RM prowadził kiedyś sesję pod wpływem %. Poza tym nie powiedziałam ani słowa, więc diabli wiedzą czego i z jakiego powodu się radny czepił mojej skromnej osoby.

Radny Chudy poprosił o głos i odniósł się do wypowiedzi burmistrza pod jego adresem podczas niedawnej sesji nadzwyczajnej. "Miałem prawo podpisać wniosek ( o odwołanie K.Z. - dopisek mój), a pan burmistrz robił mi uwagi na temat moich kompetencji moralnych" - mówił radny. I dokładał spokojnie i rzeczowo konkretów i argumentów w temacie. Burmistrzowi się nie spodobało i coś tam mówił na swoją obronę. Ale coraz trudniej było połapać się co się dzieje, bo robił się gwar. Sołtysi rozmawiali na sali i za drzwiami, radny Dziuba pokrzykiwał od czasu do czasu jakieś uwagi typu: "jeden mówi, reszta słucha", albo "czasy PRL się skończyły". Opowiadał też 2 lisach, które podobno siedziały koło śmietników. Słowem totalny rozgardiasz.

Radny Zawisza opuścił salę obrad, a prowadzenie przejął radny Wnuk. Niedawno, odnosząc się do wniosku o odwołanie K. Zawiszy z funkcji przewodniczącego RM, burmistrz czynił radnym opozycyjnym uwagi, że widząc co się dzieje, powinni "kolegę" zapytać czy źle się czuje i zaproponować, aby wyszedł. A nawet mu w tym pomóc. Dlaczego burmistrz nie stawiał takich wymogów radnym ze swojej drużyny, albo nie uczynił tego sam, wszak siedział najbliżej przewodniczącego? Przecież są bardziej z radnym Zawiszą zakolegowani niż ci z opozycji. Również w trakcie opisywanej tu sesji, można było uniknąć kompromitacji i podpowiedzieć radnemu Wnukowi, że jak czytać nie potrafi, to niech czyta ktoś inny. Ale gdzie tam, trza było zrobić widowisko!


Radny Wnuk rozpoczął od wniosku Pawła Zięby kierowanego do burmistrza.
Nie będę tu opisywać o co kaman, bo całość jest tu:

Ja treść tego co w linku oczywiście znałam. Ale tego co czytał radny pojąć za bardzo nie mogłam. Mimo że to było dokładnie to samo. Zerknęłam teraz raz jeszcze i doprawdy ... nie znajduję w tym tekście Pawła nic trudnego do wymówienia czy też pokumania. A radny potykał się gęsto i tragicznie w czytaniu, wiec po chwili niemal wszyscy pękali ze śmiechu. Myślę, że będziecie mieli okazję wysłuchać nagrania, mili Czytacze, to tylko kilka moich spostrzeżeń. Posłuchajcie zatem na jakim poziomie ma opanowane czytanie radny Henryk Wnuk:



Zamarłam, gdy radny po raz trzeci usiłował coś wypowiedzieć i usłyszałam coś jak słowo "kopuluj". Zamarłam z przerażenia, że oto mój kolega po raz kolejny stanie przed sądem. Bo kto przy zdrowych zmysłach wydaje takie polecenie najważniejszej osobie w gminie??? Kto takie bezeceństwa wypisuje mając świadomość, że będzie to czytane w przytomności najzacniejszych reprezentantów "naszej małej ojczyzny"? Dopiero chwilę później zatrybiłam, że chodzi o słowa: "kopiuj - wklej". Było też kilka innych wpadek, jak choćby "przy okazji pogryzienia radnych", ale o co chodziło w tym przypadku - nie wiem.

Gdy "czytanie" dobiegło końca, radny Dziuba dopytywał kto te tablice ( w parku) opracował, na czyje zlecenie i na podstawie jakiej literatury. Odpowiedział burmistrz: są pewne przekłamania, a reszta to sprawy względne. I że się poprawi ( jak zrozumiałam to, co uzna za stosowne, a resztę - nie).

Jak już wspomniałam, większa część obecnych śmiała się jak jasny gwint, bo było śmiesznie. Radni z drużyny burmistrza byli poważni, a najpoważniejszy był radny T. Jarosz. Po wszystkim wypalił: "panie przewodniczący, tu się niektórzy tzw. WOLNI SŁUCHACZE duszą wprost ze śmiechu, dobrze by było, żeby się teraz z tego wytłumaczyli, bo nawet jak się czytający raz się pomylił, to nie jest powód do śmiechu". Coś w ten deseń, przekazuję sens. "Oczywiście, oczywiście"- przytakiwał swoim zwyczajem radny Dziuba - "bo potem niektórzy mówią, że są katechetami". A radny Wnuk dodał: "pani Koniowa się śmiała".

No tak, nie zaprzeczam. Ale uprzejmie donoszę, że głośniej śmiał się pan P. 

Taaa... radny się raz pomylił - rzecz dyskusyjna. Moim zdaniem mylił się cały czas. Owszem, odpowiedziałam. Że nie będę odpowiadać. Ani się tłumaczyć. I żeby nie gadali śmiesznych rzeczy, to ja się śmiać nie będę. Poza wszystkim, panie radny, śmiech to jest reakcja spontaniczna.

S-P-O-N-T-A-N-I-C-Z-N-A.

Nie spadochronowa i nie spekulacyjna, tylko tak, jak napisałam. A co to znaczy, to se same poszukajta, bo mi za ustawiczne edukowanie nikt nie płaci. A radnemu Jaroszowi przypominam, że gdy radny Zawisza prowadził sesję pod wpływem %, to nie kto inny jak właśnie radny Jarosz, śmiał się najbardziej. A nie było z czego.

Myślałam, że to już koniec cyrku, ale skąd!

"Jak już mowa o wolnych słuchaczach" - zagaił burmistrz M.Naczyński i opowiedział jakąś denną historyjkę, jak to po ostatniej sesji nadzwyczajnej na sali pozostały 4 osoby ( wolni słuchacze), a on przez przypadek zostawił na stole okulary. I jak po nie wrócił, to się okazało, że zginęły. "To jest pytanie" - powtórzył burmistrz, ale na moje "do kogo?" - już odpowiedzieć nie zechciał. Informuję więc oficjalnie, że okularów burmistrza nie widziałam i nie zakosiłam. Nie interesują mnie bowiem ani cudze latające łachy ani okulary. Jasne?

Radny Dziuba w związku z dyskusją o stanie dróg, zapowiedział, że przejdzie po Tarasie, Zuzowach, Faliszewie, Józefowie, zbierze podpisy i "będziemy pisać pismo O ODWOŁANIE Z FUNKCJI BROSZKOWSKIEGO". Padłam ponownie ze śmiechu, bo po pierwsze primo pomysł jest z tych niedorzecznych, a po primo drugie - wiem o co kaman. Pana A. Broszkowskiego poinformuję co go czeka.

Tymczasem mieszkaniec Piskorzeńca cierpliwie czekał na swoją kolej, aby zabrać głos. Radny Jarosz na zmianę z radnym Dziubą przy wsparciu radnego Wnuka skutecznie mu to utrudniali. Wreszcie zrobiło się na tyle śmiesznie, że mieszkaniec cierpliwość stracił i sam sobie głosu udzielił. O czym mówił, zapewne przeczytacie sobie na innym portalu. Ja z tego co pamiętam, wszystko opisuję źle, więc odpuszczam. Poza tym nie widziałam dokumentów, o których wspominał, więc faktycznie mogę coś pomylić. W czasie gdy pan P. mówił, uaktywnił się na sali zarówno prezes/dyrektor jak i towarzyszący mu przedstawiciel wojewody w RS SPZOZ/ członek SPZP/ ect, ect, ect. Przeszkadzali wykrzykując jakieś farmazony, wychodzili, wchodzili, aż w końcu obydwaj stanęli w drzwiach i komentowali głośno to co było omawiane. Na koniec strażak Huber poruszył jeszcze dwie sprawy i sesja została zamknięta. 

Nagrania z przebiegu sesji z dnia 30 listopada:
Część I:
Część II


Chyba powinniśmy już przywyknąć ... ale nadal wstyd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.