czwartek, 22 czerwca 2017

Przegapić to widowisko to grzech, a zabawa była przednia i pierwszoligowa

Nasi Czytelnicy wiedzą, że zawsze opisuję chronologicznie i dokładnie co się na Sali posiedzeń w ratuszu dzieje przy okazji „obrad”( cudzysłów zamierzony) przedborskich radnych.  Ale dziś typowej relacji nie będzie, bo tego co tam się działo opisać się nie da.


Będzie  mój punkt widzenia, a pozostałych uczestników „obrad” proszę, aby w komentarzach uzupełniali to co mi umknie. Nie mam obaw, że odezwie się ktoś z „prawidłowej”  strony stołu, bo dziś po raz kolejny i ostateczny  utwierdziłam się w przekonaniu, że niektórzy nie potrafią ani myśleć, ani czytać ze zrozumieniem, ani pisać. Takie mam zdanie, ale niech każdy oceni to sam.

Bóg mi świadkiem ( a na wszelki wypadek również sześcioro radnych podpadniętych), że tak żenującego widowiska i takiego nędznego kabaretu jak dzisiaj, to jeszcze w historii Przedborza nie było. Choć było już niejedno i wtedy wydawało mi się, że już jest dno. Byłam w błędzie, apogeum nastąpiło dzisiaj.



Nie wiem jak się zabrać za pisanie i od czego zacząć. Ale żeby nie przedłużać wstępu, ad rem.


„Obradom” ( niech będzie elegancko) przewodniczył momentami (!)  radny J. Mroziński.  Bardzo mizernie  mu to szło, bo choć (chyba) chciał, nie wychodziło. Posiedzenie rozpoczęło się 25 minut później niż to zaplanowano, ale do tego, że się punktualne osoby lekceważy, zdążyliśmy przywyknąć. Z braku innej możliwości. Obecnych było 13 radnych, dwóch radny Mroziński usprawiedliwił, nie wdając się jednak w szczegóły. Nie szkodzi, znamy powód ich nieobecności.


Po kiepskim zagajeniu ( robiącym za obowiązkowe formalności) przystąpiono do opiniowania projektów uchwał. W tzw. międzyczasie radny M. Koski poprosił o obecność ,  pani kierownik referatu zajmującego się inwestycjami. Trochę to trwało zanim dotarła, więc pani skarbnik referowała zmiany w budżecie i radny Mroziński zarządzał głosowania. W „obradach” uczestniczyło sześcioro radnych opozycyjnych: A. Ocimek, R. Świerczyńska, A. Olejnik, M. Mordak, M. Koski i J. Chudy. Po przeciwnej, a więc  „prawidłowej” stronie stołu siedzieli radni: W. Obarzanek, T. Stępień, H. Wnuk, T. Jarosz, T. Piskorz, W. Dziuba i J. Mroziński. Kto ma troszkę pojęcia o tym, o czym często informujemy, już z powyższej listy obecnych może sobie wyobrazić, jak przebiegały głosowania i jaki był ich wynik. Dla pozostałych podaję informację: siedmioro radnych głosowało zgodnie z wytycznymi, reszta się wstrzymywała ( budżet).


Gdy na salę dotarła pani A. Bartecka, radny M. Koski usiłował poprzez zapytania,  uzyskać informacje w kilku tematach. Nie udało mu się to niestety. Radny pytał, a pani kierownik odpowiadała tak, żeby nie odpowiedzieć. Na koniec zażyczyła sobie pisma, żeby wiedziała o co kaman.  Dramat.


Mocno spóźniony wkroczył na salę burmistrz Przedborza, niestety Miłosz Naczyński . Usiłując wesprzeć butne, aczkolwiek mało merytoryczne wywody pani kierownik, wskoczył na swój ulubiony temat nie ulubionej opozycji. Jak się rozkręcił, to tradycyjnie winą za wszystkie fuszerki, niedoróbki, dziwadła inwestycyjne i niedotrzymywanie terminów i obietnic ( własnych, żeby było śmiesznie) obwiniał „donosicieli”. Skarżył się też  na wykonawców i instytucje, które ( przez opozycję) załatwiają teraz wszystko bardzo formalnie. A to trwa i przedłuża.  Tragikomedia.


Radny Koski usiłował sprecyzować,  o co mu chodzi, ale dostał tylko ochrzan, że nie słucha. Radny stwierdził, że słucha, co z kolei zostało podsumowane przez burmistrza, że nie słucha. Tak, kochani, takie dyskusje w  trakcie „pracy” Waszych reprezentantów, ha ha ha …  Bo burmistrz wie lepiej nawet to co radny słyszał, albo nie.

Takie rzeczy tylko w Przedborzu. Ale impreza dopiero się rozkręcała.


W trakcie opiniowania projektów uchwał padały pytania z „nieprawidłowej” strony stołu, aktywni byli wszyscy radni tam siedzący i to niestety denerwowało burmistrza kurortu. Toteż sterował ze swojego miejsca prowadzącym „obrady” radnym Mrozińskim, sugerując dyskretnie,  kiedy który temat uciąć, a tym samym radnym niepokornym pozamykać usta. Radny Mroziński był przez to w kłopotliwej sytuacji, bo z jednej strony burmistrz, a z drugiej – siedzący tuż obok najwspanialszy radny w tej gminie, pan W. Dziuba. Który również usiłował sterować przewodniczącym i być może z racji bliskiego sąsiedztwa wychodziło mu to lepiej.  Bez udzielania głosu komentował, ( chyba) chciał rozmawiać z radnym Koskim, ale ten drugi nie miał na to ochoty, oraz decydował co można a co nie można. Wszystko to robił mało dyskretnie, wykrzykując  po prostu swoje kwestie. Np. ktoś prosi o głos, radny Dziuba do radnego Mrozińskiego: „nie, to w wolnych wnioskach” i biedny radny Mroziński się dostosowywał. Kuriozum.


Na szczęście burmistrz po mniej – więcej godzinie wyszedł, więc radny Mroziński miał już tylko jednego szefa ( po swojej prawej stronie). Nie śmiem oceniać w sposób stanowczy, czy radny Mroziński zauważył, że to nie on prowadzi „obrady”. Ale chyba nie, bo kilka razy powtarzał  „ja prowadzę obrady”. Np. gdy ktoś inny prosił o głos. I żeby było jasne: teraz nie mam na myśli radnego Obarzanka, Stępnia, Wnuka, Piskorza i Jarosza. Milczeli, a potem zaczęli się systematycznie wykruszać, „że tak powiem” poetycko.

Radni: Obarzanek, Stępień, Wnuk, Jarosz, Piskorz, Mroziński, Dziuba.




Gdy tylko burmistrz opuścił „obrady”, na salę wkroczyła pani sekretarz.

Na szczęście milczała lustrując tylko otoczenie.


Wspomnę w tym miejscu krótko, że poza tym, co starannie zaplanowano i wyreżyserowano, radni niepokorni dopytywali o park, alejki, szalet, miejsce wodowania, niektóre ulice, termomodernizację SP ZOZ, drogę dojazdowe do pól ( wniosek) i inne ważne dla lokalnej społeczności sprawy. „Odpowiedzi” były rozpaczliwe.  Np. do radnej Olejnik burmistrz był łaskaw wypalić coś w ten deseń: mówiłem (…) ale to już mówiłem (…) pani nie słucha, a ja pani powiedziałem (…) mówiłem trzy razy (…) słuchać proszę ( …) pasuje mi żeby pani słuchała co mówię(..) jak się uczy to się powinno być lotnym(…)” ect, ect, ect.  Pani kierownik IRŚ na pytanie o sprawy inwestycyjne: byłam na zwolnieniu lekarskim, pracowały tylko dwie osoby, tak więc braki kadrowe, nie miał kto pracować, a bez mojego wsparcia…  Dżizas! Co to kogo obchodzić może?!? Pytanie dotyczyło czegoś innego.


Radny Dziuba, który był wyszedł a potem był wrócił ( tamci gęsto  wychodzili, pozostając jednak w sąsiednim pomieszczeniu, aby w porę wrócić  – na głosowania), a więc radny Dziuba tradycyjnie pokrzykiwał  i wydawał polecenia, a radny Mroziński nie potrafił nad tym zapanować.

Ale to jeszcze nie wszystko.



Najzabawniej zrobiło się wtedy (burmistrza już nie było), gdy przyszło do omawiania

pisma służb prawnych Wojewody,  pisaliśmy o tym tutaj: http://jawnyprzedborz.blogspot.com/2017/06/wojwoda-popar-radnego-mordaka.html#more

sprawy odwołania radnej Olejnik z funkcji przewodniczącej KSO, szczegóły tu:


Przegapić to widowisko to grzech, a zabawa była przednia i pierwszoligowa.

Opozycja dosłownie kulała się ze śmiechu, śmiał się nawet prowadzący „obrady” i tylko radni po „prawidłowej” stronie stołu zachowali kamienne twarze i obserwowali wydarzenia w niemym przerażeniu. Powód: nie było wytycznych ( karygodne zaniedbanie, hahaha …), a wychylać się poza ustalone ramy – nie było rozkazu.

Z tego też powodu wypowiedzi i pytania radnych ( kolejno) M. Mordaka ,  A. Olejnik, A. Ocimek i  M. Koskiego, dopóki był obecny ( chwilami) radny Dziuba, usiłował bagatelizować tematy  i narzucać radnemu Mrozińskiemu  jedynie słuszne rozwiązania. 

Zabawa była ekstra.

Zalegała kłopotliwa cisza, żadne argumenty nie trafiały, bo były niezrozumiałe, a głosowania przypominały tzw. czeski film. W pewnym momencie radny T. Jarosz podjął kroki ratunkowe „że tak powiem” i z telefonem przy uchu wyszedł. No …  za żadne skarby świata nie zgadnę po co. Radny Dziuba też rozmawiał telefonicznie i zaraz potem nachylił się nad radnymi Stępniem i Wnukiem. Absolutnie nic nie sugeruję, ale gdy już sytuacja stała się kuriozalna do granic wytrzymałości, pani skarbnik ( obecna do samego końca tym razem) zabawiła się w adwokata uciśnionych. „Państwo też uzgadniacie stanowisko” – wypaliła.  Reakcją była ogólna wesołość na sali.


Radna Olejnik zapytała radnego Mrozińskiego kto jest na dzień dzisiejszy przewodniczącym KSO, ale tamten,  czerwienił się tylko i milczał. Radny Koski tłumaczył, że nastąpi kolejna kompromitacja przedborskiej RM gdy sprawa ( jedna i druga – sprawa liczebności radnych w klubie radnych)  trafi do WSA ( Wojewódzki Sąd Administracyjny), ale jak grochem o ścianę. Po przeciwnej stronie stołu panowała konsternacja i grobowa cisza. Rączęta podnosiły się w głosowaniach nieśmiało, z ociąganiem i po upewnieniu się ( wzrokowo), że nieco bardziej kumaci radni głosują identycznie. Lyyytości.


Radny M. Mordak zapytał wiceprzewodniczącego RM, dlaczego zmienił wcześniej ustalony termin sesji absolutoryjnej i jednostronny „dialog” spowodował kolejny atak śmiechu u obecnych. Radny Wnuk najpierw milczał , potem stwierdził, że są powody, a pytany o konkrety ( jakie te powody?) kombinował jak wybrnąć z sytuacji.  Radny Mordak cierpliwie tłumaczył, że to przecież radny Wnuk podpisał pismo informujące o zmianie, na co przyciśnięty w taki sposób do ściany H.Wnuk wypalił szczerze: NIE WIEM. W tej chwili z tamtej strony stołu siedzieli już tylko najwybitniejsi radni w liczbie czterech. Reszta obecnych płakała ze śmiechu. Sorki, poważne miny miały panie skarbnik i sekretarz.



Nie będę się pastwić, na tym kończę. Jeszcze tylko kilka uwag.

Moje wnioski końcowe „że tak powiem”.

Moim zdaniem  Przedbórz ma obecnie najgorszego burmistrza w swojej historii. Ale to jeszcze pryszcz, bo ten burmistrz przy jako – takiej RM musiałby postępować inaczej. Prawdziwą tragedią naszego kurortu jest beznadziejna ( moim zdaniem – to asekuracja) Rada. Najgorsza, najśmieszniejsza, najmniej kompetentna, najmniej samodzielna, słowem porażka stulecia. Oczywiście nie wszyscy, ale większość: ta potulna, podporządkowana, interesowna. Z moich obserwacji wynika, że ich nie obchodzą sprawy wyborców ani gminy.


Z powyższego z kolei wynika: nasze społeczeństwo nie potrafi dokonywać dobrych wyborów we własnym, dobrze pojętym interesie. Myśląca mniejszość elektoratu nie ma żadnej siły przebicia w RM, bo radnych z prawdziwego zdarzenia jest w tej żałosnej RM mniej.


I jeszcze coś: większości w społeczeństwie, która wybrała większość w RM należą się tacy radni i taki burmistrz. Piwo można było wypić, a za kotarą w lokalu wyborczym zrobić tak, żeby wstydu nie było. Powiedziałam dziś po „obradach” radnemu reprezentującemu mój okręg wyborczy, że się wstydzę tego co wyprawia. Chyba spłynęło, choć on rozumiał co mówiłam. Ale najtrafniej podsumowała ten cyrk na kółkach radna Olejnik: wstyd pełnić funkcję przewodniczącego czegokolwiek ( RM lub komisji) w takiej Radzie, a być członkiem Komisji Rewizyjnej jest po prostu strach. Informuję, że na miejsce radnej Ocimek w KR ( zrezygnowała i słusznie) wytypowano radnego Obarzanka. Starał się bardzo zachować pozory zaskoczenia i wahania, ale nie wyszło. Co było kolejnym powodem rozbawiania obecnych.


Reszta w nagraniu, tym razem bez wizji, ale warto poświęcić czas by posłuchać.(Z przyczyn technicznych nagranie zamieszczone zostanie w sobotę).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.