Po raz pierwszy odkąd burmistrzem Przedborza został
Miłosz Naczyński, byliśmy dziś świadkami normalnego posiedzenia Komisji
Obywatelskiej przedborskiej RM. Posiedzenia, które zwołała jej przewodnicząca i
podczas którego omawiano nie to, co
zostało narzucone, tylko to, co radni chcieli dogłębnie poznać i
przedyskutować.
Wielkie to wydarzenie w naszej gminie, oby zaowocowało odpowiednio i na stałe.
Jak już Państwo wiecie z wcześniejszej relacji,
poprzednie posiedzenie nie było prawomocne z powodu tajemniczej epidemii, która
dopadła radnych z drugiej strony stołu. Nie miejsce tu na uogólnienia, bo różne
są przypadki i każdy radny ma swoje sprawy, ale jakoś trudno uwierzyć, że nie
było to ustawione. Mniejsza z tym, w dniu dzisiejszym na sali obrad stawili się
radni: A. Ocimek, R. Świerczyńska. A. Olejnik, M. Mordak, M. Koski, oraz: K.
Zawisza ( nie do końca), T. Piskorz, W. Obarzanek, H. Wnuk, J. Mroziński i W.
Dziuba ( też nie do końca, ale z innego powodu). Obserwatorami ( aktywnymi)
była grupka mieszkańców miasta, oraz przedstawiciel SPZP.
Na początku, przewodnicząca A. Olejnik zaproponowała
zmianę w porządku obrad, ponieważ mieszkaniec Woli Przedborskiej przyszedł z
ważną sprawą, którą chciał zainteresować radnych. Wszyscy się zgodzili, aby od
tego rozpocząć obrady. Mieszkaniec, przedstawiając odpowiednie dokumenty,
poinformował zebranych o tym, że korzystając z dobrodziejstwa przyłączenia
swojej posesji do kanalizacji miejskiej, stwierdził, że do kosztorysu wykonawca wpisał
niewykonane roboty. Co oczywiście znacznie podniosło kwotę konieczną do
uregulowania. W trakcie dyskusji powiedział też, że podobne problemy mają jego
sąsiedzi, jednak są zastraszeni i nie robią w temacie nic. Tu posypały się
pytania o szczegóły, poproszono o przybycie na salę pracownika merytorycznego,
pojawiła się również pani sekretarz. Która trwała do końca obrad, chwilami
usiłując ratować wizerunek UM. Razem z radnym Zawiszą ( dopóki był).
Jak wynikało z rozmowy, burmistrz był wcześniej
informowany o sprawie. Pracownik merytoryczny niewiele potrafił wyjaśnić.
Dopytywana o kompetentną osobę pani sekretarz, miała spore kłopoty z
udzielaniem odpowiedzi. Z grubsza wyszło na to, że kogoś nie ma, ktoś już nie
pracuje, ktoś jest na zwolnieniu, zadanie jest zakończone i klamka zapadła.
Mieszkaniec zaproponował rozwiązanie kompromisowe i stanęło na tym, że radni
sprawę dokładnie wyjaśnią. Jak już będzie z kim.
Kolejnym punktem obrad miało być przedstawienie przez
panią Dyrektor szkoły w Górach Mokrych sytuacji w placówce za rok ubiegły, oraz
bieżącej sytuacji w związku z planowaną reformą oświaty. Pani Dyrektor nie
przybyła na salę obrad, w związku z czym przystąpiono do omawiania kolejnego punktu.
Nastąpiła więc dyskusja na temat zasadności przyznawania
przez gminę dotacji dla Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Przedborskiej na
prowadzenie bursy. Ponieważ jedynie słuszny prezes tegoż na obrady się nie
pofatygował, a co za tym idzie ani sprawozdania z działalności SPZP nie
przedstawił, ani na żadne pytanie nie odpowiedział, przewodnicząca obradom
zawnioskowała o przygotowanie na następne posiedzenie odpowiedzi, na nurtujące
radnych pytania. Pytania te dotyczyły między innymi stanowiska utworzonego w dla Karbownika w SPZP, tj. Dyrektora do spraw Edukacji ( Prezes W. Karbownik
zatrudnił Dyrektora W. Karbownika). A bardziej szczegółowo np. o to kto kogo w
bursie edukuje, dlaczego ta a nie inna osoba na tym stanowisku, w jaki sposób
ją ( jego) wyłoniono, jakie są godziny pracy Dyrektora, kto mu służbowo
podlega, ect.
Ponieważ temat był z tych niekomfortowych, tradycyjnie
nie wytrzymał radny Dziuba. Przerywał przewodniczącej nakazując jej skończyć
dyskusję i przejść do kolejnego punktu obrad. Radna Olejnik zareagowała
stanowczo i prawidłowo. I kontynuowała.
W takich chwilach radny Dziuba traci czasem panowanie nad
sobą. Zaczął ni z gruchy ni z pietruchy wykrzykiwać do obecnej na sali
mieszkanki, że się skandalicznie zachowuje ( niby ona), że "tu nie jest restauracja,
tylko instytucja państwowa", że złoży jakiś wniosek na mieszkankę i tego
typu dyrdymałki - w swoim stylu. Przewodnicząca i z tym sobie poradziła.
Dyskusja toczyła się dalej.
Przystąpiono do omawiania zimowego utrzymania i stanu
dróg w gminie i problemów z tym związanych. Radni z jednej i z drugiej strony
stołu wypowiadali się swobodnie, dopuszczano również do głosu mieszkańców,
rozmowa była konkretna, a temat posuwał się do przodu. To oczywiście musiało
przeszkadzać radnemu Dziubie. Nie prosząc o głos, przerywał wypowiedzi innym,
wykrzykując np: "panie Koski, nie zapominaj się pan"
albo "panie Koski nie podskakuj pan teraz". O co radnemu Dziubie
chodziło, raczej nikt nie zrozumiał, ale salwy śmiechu rozległy się na sali.
Potem radny Dziuba "pojechał po bandzie" w
niewłaściwym kierunku. Opowiadał mianowicie, że w czasie gdy nie był jeszcze
radnym, mieszkańcy jego okręgu często prosili go o interwencję, bo sami
obawiali się przyjść do UM dopominać się o remonty dróg. Radny Koski przytomnie
zapytał, dlaczego się obawiali. Na to radny Dziuba wypalił z niezwykła u niego
szczerością: "boją się, bo są w urzędzie obrażani". Kuriozum sięgnęło
zenitu, bo gdy radny załapał pod wpływem słusznych uwag, że pracowników UM
zatrudnia burmistrz i on odpowiada za to co się w UM dzieje. Usiłował wybrnąć z
tego w co wdepnął i wyjaśnił, że chodziło mu o Urząd Pracy. Że to są dwie
odrębne i całkowicie inne instytucje - widocznie nie wie. A co Urząd Pracy ma
do stanu dróg gminnych - niech pozostanie na wieki tajemnicą radnego Dziuby.
Gdy już wszyscy pokładali się ponownie ze śmiechu, radny
Dziuba zaczął wykrzykiwać: "nie pozwolę sobie ubliżać" i przystąpił
do ataku. Zaczął od tego, że w kwestii odśnieżania ( chodników) to on
proponuje, żeby darmozjady, które biorą pieniądze z OPS -u zaopatrzyć w
szufelki i zagonić do roboty. Zaoponował radny Koski, usiłując wytłumaczyć, że
różne są sytuacje życiowe i każdemu należy się szacunek. To radnego Dziubę
rozsierdziło jeszcze bardziej. W kierunku już prawie płaczącej ze śmiechu
mieszkanki zaczął strzelać uwagami, że ona się tu ( na sali) obija, a na
Żarnowskiej ma nie odśnieżone. Wiedza radnego jest jak jego odruchy
niekontrolowane, a kultura jak jego uroda. Przewodnicząca A.
Olejnik ponownie opanowała sytuację. Ale radny nie mógł tego zdzierżyć i
miętoląc pod nosem dalsze jadowite uwagi, opuścił salę obrad. Zanim to
nastąpiło, dostał odpowiedź, żeby nie pomyślał, że miał rację. Poza tym ... jak
wiadomo, już się odśnieżyło samoistnie, bo są już dodatnie temperatury.
Po wyjściu radnego Dziuby zapanował chwilowy spokój.
Okazało się, że radni mogą i potrafią dyskutować merytorycznie. Omawiano sprawę
przegranej sprawy w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Łodzi, dotyczącej
konsultacji społecznych w gminie Przedbórz. Natenczas wkroczył na salę
burmistrz, niestety Miłosz Naczyński. Wysłuchał kilku zdań wypowiedzianych
przez radną Olejnik stukając wymownie w trzymane w ręku papiery, po czym
poprosił o głos. Tu tradycyjnie nastąpił słowotok dotyczący braku podstaw do
zwołania posiedzenia Komisji Obywatelskiej. Punktując porządek obrad, burmistrz
tłumaczył dlaczego radni robią źle, podejmując obrady i takie a nie inne
tematy. Gadał tak sobie, gadał, aż wreszcie wszyscy mieli dość powtarzania
tego, co już zaprezentował w internecie. Przewodnicząca i jeden z radnych
najpierw zwrócili burmistrzowi uwagę, a potem, wobec oporu - rozpętała się
debata na temat kompetencji burmistrza i jego poczynań. Burmistrz, podobnie jak
radny Dziuba, nie wytrzymał i opuścił salę konferencyjną przedborskiego
ratusza.
Szanowni Czytający te słowa. Nastąpił w "naszej
małej ojczyźnie" pewien przełom, ważny przede wszystkim dla interesu
społecznego. Radni tzw. koalicyjni, szeroko dziś otwierali oczy słysząc o
pewnych sytuacjach, w których do tej pory biernie brali udział. Dyskutowali ( z
wyjątkiem radnego Dziuby) kulturalnie, bez emocji i na temat. Wszyscy zebrani (
z wyjątkiem radnego Dziuby i burmistrza) zachowali zdrowy rozsądek i pozytywne
myślenie. Przewodnicząca obradom dopuszczała do głosu obecnych na sali
mieszkańców i świat się z tego powodu nie zawalił. Po raz pierwszy też osoba
prowadząca obrady opanowała skutecznie niepotrzebne nikomu wybryki. Na
skutek dociekliwości radnego Koskiego, okazało się, że w UM na dzień dzisiejszy
stan zatrudnienia nie odpowiada potrzebom, co ma wymowne znaczenie w świetle
faktu, że niektóre osoby z pracy zostały zwolnione. Jak zwykle bardzo sensownie
wypowiadała się radna A. Ocimek. Aktywnie w dyskusji uczestniczył też radny M.
Mordak. Wypowiadali się też radni: Mroziński, Wnuk i Piskorz.
Oby więcej takich spotkań z pożytkiem dla nas wszystkich.
Trzeba być wielkim gburem aby nie proszonym włączać się w pracę komisji,jeszcze większym gburem trzeba być aby nie wyjaśniwszy sprawy opuszczać forum na które nie proszonym się przybyło.
OdpowiedzUsuńTo jest jednak sprawa kultury,której z domu nie wyniosło się,a w szkołach nie nabyło.Jak się jest na coś odpornym to nic i nikt nie
poradzi.
Z kontekstu sprawy odnoszę wrażenie,że obóz pronaczyński powoli wykrusza się,wielki promotor ma uzasadnione obawy,że przed upływem
kadencji może mieć problemy z uzyskaniem większości w radzie,stąd też nerwowe poczynania.Radni zaczynają myśleć o sobie więc ich zachowania są są coraz bardziej prospołeczne i oby tak dalej postępowali.