środa, 22 lutego 2017

Powiało normalnością

Wczoraj uczestniczyłem, w charakterze obserwatora, w posiedzeniu Komisji ds. Obywatelskich Rady Miejskiej w Przedborzu. Miło, że takie "solowe" komisje jeszcze się odbywają, a nie wyłącznie łączone.

Podstawowa obserwacja jest taka, że nawet radni duszą i czym tam jeszcze mogą oddani organowi, wykonawczemu zresztą, pod nieobecność tego ostatniego zaczynają wykazywać zdolność samodzielnego myślenia. Ba, nawet zdarza im się zabrać głos i uczestniczyć w konstruktywnej dyskusji (była takowa). Poprawa "kondycji intelektualnej" wspomnianych rajców jest odwrotnie proporcjonalna do stopnia obecności na posiedzeniu:

 a/. burmistrza miasta; 
b/. przewodniczącego rady; 
c/. radnego z Zuzów. 

Nasuwa się więc proste pytanie - czy w/w osoby powinny uczestniczyć w posiedzeniach komisji? Bo wychodzi na to, że ich obecność zaniża poziom dyskusji, że o demokracji nie wspomnę, w naszej wspólnocie.

Kolejna rzecz rzucająca się w oczy. W tematyce obrad była m.in. informacja dyrektor szkoły w Górach Mokrych na temat działalności placówki i jej przygotowania do reformy oświatowej oraz celowość przyznawania dotacji dla Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Przedborskiej na prowadzenie bursy szkolnej, ze względu na minimalne zainteresowanie ze strony uczniów. Znamienne dla mnie jest to, że ani pani dyrektor ani pan prezes nie raczyli się pojawić na komisji! Mówiąc kolokwialnie - olali wezwanie ze strony radnych. Kiedyś tego typu sytuacja byłaby w przedborskich realiach nie do pomyślenia. Dzisiaj najwyraźniej pewne osoby czują się totalnie bezkarne, dzisiaj mogą sobie pozwolić na wszystko. Taki znak czasu... Po łacinie - signum temporis, jakby się kto pytał. 

Tyle uwag natury ogólnej. Teraz parę szczegółów. Jako pierwszą rozpatrzono sprawę mieszkańca Woli Przedborskiej. (tutaj ukłon dla przewodniczącej komisji za zmianę porządku obrad i zajęcie się najpierw sprawą obywatelską). Osoba ta skarżyła się na to, że w kontekście przyłączenia swojej posesji do kanalizacji sanitarnej zmuszona była płacić za rzeczy, których nigdy nie wykonano! Pan R. podał (cytuję), że w kosztorysie powykonawczym uwzględniono, na przykład, studzienkę kanalizacyjną fi 425, podczas gdy realnie zainstalowano fi 315. Zawyżono także, według jego relacji, o 3 mb długość samego przyłącza, uwzględniono wykonanie podsypki z piasku pod rurą (20 cm) i nad rurą (30 cm), podczas gdy nic takiego w rzeczywistości nie miało miejsca oraz wywóz urobku samochodem, co również nie nastąpiło. 
 
 Mieszkaniec wsi skarżył się także na słaby nadzór ze strony inwestora (Urząd Miejski). Podkreślił, że wie, iż podobne zdarzenia miały miejsce również w przypadku innych osób, ale te boją się mówić. Pan R. okazał również protokół odbioru technicznego, na którym przekreślono wielkość 10 m, zastępując ją wielkością 13 m (długość przyłącza). Radni poprosili o wyjaśnienie rzeczonej sprawy przez pracowników Urzędu (burmistrza nie było wtedy na sali). Okazało się jednak, że ... nie bardzo ma kto wyjaśniać, bo jednego pracownika akurat nie ma w pracy (zwolnienie lekarskie?), a drugiego właśnie zwolniono. Wyjaśnień udzielała więc osoba w zastępstwie... Jakości nie skomentuję. Komisja wyznaczyła termin 2-tygodniowy na wyjaśnienie całej sprawy. 

Bardzom ciekaw tych wyjaśnień, bo sprawa coś jakby nieświeżo pachnie. A propos zapachu - to jest on uciążliwy dla wszystkich z wyjątkiem organu. Wykonawczego. Burmistrz bowiem, gdy raczył przybyć (zupełnie zresztą niepotrzebnie) na końcowe 10 minut posiedzenia, zaatakował w swoim niepowtarzalnym stylu, że przecież pan R. podpisał protokół odbioru. Nie zainteresował się poważnymi zarzutami w stosunku do wykonawcy. Nie obchodziło go, że być może fikcyjnie zafakturowano pewne pozycje, że być może skala problemu jest szersza niż tylko ten jednostkowy przypadek. Dla niego istotne jest to, że starszy człowiek podpisał podetknięty mu dokument, a dopiero potem zorientował się, że coś jest nie tak. Znamienne. Ja na miejscu radnych zawnioskowałbym o powołanie biegłego celem sprawdzenia tej inwestycji, bo być może gmina (i mieszkańcy) zapłacili w części za nie wykonane roboty.

 Kolejny temat, jak się okazuje ważny, nawet dla radnych "milczących" - drogi. Dyskusja dotyczyć miała zimowego ich utrzymania, ale rozwinęła się nad podziw. Co prawda zima akurat pofolgowała, ale szybko okazało się, że lód zszedł z dróg wraz z ... asfaltem. Spowodowało to niezadowolenie radnych reprezentujących szczególnie obszary wiejskie. Mieli oni wiele uwag praktycznie do wszystkich dróg, niezależnie od ich zarządcy. Nie bardzo rozumiem skąd taka reakcja? Przecież rajcy reżimowi uczestniczą (chyba) w tworzeniu i uchwalaniu budżetu?! Dlaczego więc bezkrytycznie wyrażają zgodę na kolejne fantasmagorie pana N. typu : kanał Pilica- zalew czy lokalizacja nowego boiska w sąsiedztwie cmentarza żydowskiego, nie walcząc o środki na budowę dróg w swoich sołectwach? Przy okazji przypominam - przejęcie przed laty internatu przez burmistrza i radę było transakcją wiązaną - w ślad za bursą Przedbórz przejął od powiatu ponad 40 kilometrów dróg. Teraz to dodatkowo skutkuje. Kiedyś za utrzymanie i remonty tychże odpowiadał starosta, teraz burmistrz. A ten ma to ... w głębokim poważaniu ! Liczy się tylko zalew i jego otoczenie, podczas gdy drogi się sypią, a hektary gminnego terenu (Błonia) nad Pilicą zarastają spokojnie chwastami i krzakami wszelkiej maści.

Sugerowałbym Radzie Miejskiej lustrację stanu dróg i stworzenie planu ich odbudowy. Po ustaleniu priorytetów w tym zakresie należy poszukać partnerów. Starostwo, dla przykładu, często realizuje na terenie gmin poważne inwestycje na podległych sobie drogach, przy założeniu współfinansowania ze strony gminy na poziomie 50%. Przykładem tego typu drogi jest ta w kierunku Gór Mokrych i dalej Żeleźnicy. Jeżeli radni nie wprowadzają inwestycji drogowych do budżetu, to na co liczą ? Na cud ?!

Kolejny interesujący temat - działalność Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Przedborskiej. I to nie tylko w kontekście prowadzenia bursy szkolnej. Przy okazji dyskusji, jaka się w tym zakresie wywiązała, poruszono szereg interesujących tematów. Padło na przykład pytanie, jaki cudem prezes SPZP- pan Wojciech Karbownik zatrudnił dyrektora ds. edukacji - Wojciecha Karbownika? Za 1200 złotych, zresztą. Jak to się ma do głoszonej wszem i wobec zasady non profit? Czego i kogo to non profit dotyczy? Bo z dyskusji w trakcie komisji wyłania się obraz skandalicznie niskich, wręcz głodowych, wynagrodzeń pracowników zatrudnianych przez stowarzyszenie. 

 W trakcie rozmowy padło nawet stwierdzenie o zastraszaniu wspomnianych pracowników, na zasadzie - jak się nie podoba, to... ! Radni, w związku z brakiem kompetentnych przedstawicieli SPZP na posiedzeniu, wystosowali szereg zapytań do zarządu stowarzyszenia, dotyczących jego działalności, finansowania, zatrudniania osób i ich kwalifikacji, umocowania prawnego, ilości osób korzystających z bursy etc. Bardzo ciekaw, czy komisja uzyska jakiekolwiek odpowiedzi, bo po reakcji burmistrza na ten punkt porządku obrad wnoszę, że raczej nie ! W kontekście tej sprawy rozczuliło mnie wręcz stwierdzenie organu, że przewodnicząca nie ma pojęcia o zasadach dotacji i finansowania bursy szkolnej. Wydaje mi się, że chęć drążenia tego tematu bierze się właśnie z tego, że radni chcieliby się wreszcie dowiedzieć czegoś w tym zakresie. Bo jakoś przy uchwalaniu budżetu, nikt im nie wspominał o tym, że non profit w przypadku stowarzyszenia (jego prominentnych członków) wcale nie musi oznaczać non profit.

 Radni opozycyjni wielokrotnie podkreślali, że ich zainteresowanie tym tematem nie jest związane z chęcią likwidacji bursy i schroniska. A o to oskarża ich organ. Wykonawczy. Ten ostatni ma zresztą taką tendencję - ilekroć ktoś zainteresuje się tematem niewygodnym dla organu, tylekroć ten wytacza najcięższe działa, pisząc i mówiąc o likwidacji. Ktoś pyta o bursę - pan N. twierdzi, że chce ją zlikwidować, ktoś pyta o działalność szkoły w Górach Mokrych czy Stowarzyszenie Przyjaciół... - zaraz pada oskarżenie o próbę likwidacji. Prymitywna metoda, ale czasem skuteczna. W ten sposób dyskredytuje się w pewnych środowiskach osoby aktywne, osoby zadające zbyt szczegółowe pytania.

I na koniec swoiste kuriozum - po raz kolejny w trakcie komisji padł zarzut o niekompetencję i braki kadrowe w Urzędzie Miejskim. Organ, wykonawczy, twierdzi, że za ten stan rzeczy odpowiada ... opozycja, która mu nasyła kontrole i policję. Pytam więc, czy za politykę kadrową urzędu odpowiada opozycja, czy burmistrz miasta? Jeżeli ten ostatni nie daje sobie rady z tak prozaiczną sprawą jak obsada etatowa podległej mu placówki, to powinien zrezygnować. Bo to podstawa podstaw, a rządy niejakiego pana N. trwają już w naszej gminie  10 lat. Jeżeli do tej pory nic się w tym względzie nie nauczył, to już się nie nauczy! Tego typu stwierdzenia, jakie padają na Fb i w trakcie posiedzeń z ust organu, wykonawczego, są tyleż żałosne co dyskredytujące. 



 Obawiam się, że w związku z atmosferą wokół magistratu w najbliższym czasie jedynymi jego pracownikami będą burmistrz, sekretarz, skarbnik, członkowie pewnego stowarzyszenia, palacz i sprzątaczka. Ci ostatni niekoniecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.