środa, 11 marca 2020

Mała rzecz, a ... zaczyna wkurzać

Wykazałam się w tej sprawie dobrą wolą i cierpliwością. Ale czasem nie warto. Jak jestem miła, to niektórym się chyba wydaje, że załatwią mnie chamskim pogrywaniem. Nic z tego!


Krótkie wyjaśnienie o co kaman. Kilkanaście miesięcy temu, podobnie jak całkiem niedawno, my, mieszkańcy kurortu nad Pilicą, dostaliśmy z okazji Nowego Roku prezent w postaci podwyżki opłaty za odbiór śmieci. Temat ten jest szeroko omawiany tu i tam, więc żeby nie bić piany i nie powielać tego samego, ja skupię się na jednym wątku, o którym jeszcze nie było mowy. Sprawa jest malutka, sprawunia właściwie, ale cyrk się z tego zrobił taki, jaki tylko "w naszej małej ojczyźnie" jest możliwy. 

Tamta podwyżka była znacznie mniejsza niż ta świeża. O ile mnie pamięć nie myli, to jakieś 6 zł od ludzia. Czyli w moim przypadku 12 zł, bo naszą posesję zamieszkują dwie osoby. Kłopot w tym, że przedborski UM nową stawkę pobierał od stycznia 2019 roku, a powinien dopiero od lutego. Kto ciekawy dlaczego, niech sobie poszuka na JP, ja jadę na skróty, żeby nie przegiąć z długością tekstu.

Oczywiście wiedziałam to wszystko już wtedy i dla zasady chciałam w lutym 2019 roku zapłacić tak jak powinnam. Ale akurat był "czeski film" w urzędzie i nikt nic nie wiedział. Pytałam między innymi panią Janosik, wtedy sekretarza gminy.
Będąc niejako w sytuacji bez wyjścia, zapłaciłam nową stawkę za styczeń i luty i trudno. Ale w pamięci ten detal zachowałam, bo jak mnie pilnują na każdym kroku, to ja też pilnuję - ich. I oto nadeszła radosna chwila, kiedy miałam zapłacić za śmieci styczniowo - lutowe roku bieżącego. Pomyślałam sobie: jak nie teraz to kiedy? Dali mi po kieszeni, to se chociaż odbiorę, co moje. Wychodząc ze słusznego przecież założenia, że nawet jeśli za tą nienależnie pobraną kwotę będę mogła kupić tylko pudełko lodów, to skonsumuję je osobiście. Zwłaszcza jak będą śmietankowe - nie dam urzędnikom. 

Tzw. pracownik merytoryczny w przedborskich realiach samodzielnie decyzji podjąć nie może, wiadomo. Toteż zwróciłam się do pani burmistrz i w prostych słowach, aczkolwiek dokładnie, wyłożyłam w czym rzecz. Nie będę komentować tamtej rozmowy, choć nie całkiem przebiegła zgodnie z moim zamierzeniem. Chodzi mi o to, że padło wiele zbędnych słów, ale było grzecznie i niech to Wam wystarczy. Ostatecznie stanęło na tym, że mam złożyć wniosek i się sprawę załatwi. No to złożyłam, następnego dnia.

Czternaście dni ( tyle wynosi czas oczekiwania na każdą odpowiedź z przedborskiego urzędu) nie działo się nic. Poczekałam jeszcze dwa dni i .... zamieściłam krótkie przypomniątko. Na swoim profilu na FB, udostępniając post jeno znajomym, co by się przekonać czy kto doniesie co piszę, czy nie. Donieśli.
Rano, uskuteczniając zakupy na potrzeby domowe, otrzymałam telefon z UM. Dzwonił pan sekretarz. Grzecznie, choć nie do końca logicznie, usiłował mnie przekonać, że wniosek powinien złożyć mój mąż, a nie ja. Doprawdy, komiczna sytuacja, przez ponad dwa tygodnie nie wpadli na taki pomysł, dopiero jak wskazałam byka, to wykombinowali, że zawalenie terminu odpowiedzi jest moją winą, a nie ich. Ryzykowne nieco, hahaha ... Mimo to pozwoliłam sobie na żartobliwe pytanko, czy mam dostarczyć upoważnienie od męża ... 

Tu mała uwaga: to miasto jest pokręcone. W innym miejscu "że tak powiem", zaczęłam załatwianie pewnej sprawy od upoważnienia, a oni mi mówią, że mąż musi sam, osobiście. Tu jest odwrotnie, żeby zamaskować własną nieudolność. Wariatkowo! Czytajta przepisy, ludzie, czytajta, to pomaga.

Proszę miłych Czytaczy i nieczytaczy, posesję zamieszkujemy wspólnie z mężem, prowadzimy wspólne gospodarstwo domowe, śmieci produkujemy razem, do worków wywalamy oboje, do odbioru worki wystawiamy wspólne, płacimy za to zuzammen do kupy, o co kaman? Deklaracja jest na dwie osoby, co za różnica, kto przyjdzie do kasy płacić? Żadna. Ale kto się upomni o NASZE, to już jest różnica dla przedborskich myślicieli. 
Pudło! Ja nie chciałam kasy do ręki! Ja chciałam, żeby nadpłatę odliczono mi od bieżącej opłaty. Opłaty za dwie osoby - te same, które nadpłaciły. Opłaty, której znowu dokonam ja. Mamyż osobno przyjść, każde po swoje 6 złotych? 

I tera bedzie żarcik, attention. 

Przecież mogło być np. tak: mąż dał mi kasę na zakup paczki lodów. Żebym se skonsumowała. Albo to była moja kasa po prostu. Ale ja tę kasę wpłaciłam za odbiór śmieci w UM, bo źle policzyłam ile mi będzie na to potrzeba i zabrakło tego co w kieszeni miałam na ten cel. Mówiąc serio, ja dobrze policzyłam, ale w UM policzyli źle. Tak czy owak, moje 12 złotych poszło się rąbać i lodów se nie kupiłam. No to tera urząd chce te kase oddać Markowi? A dlaczego? Lody miały być dla mnie ... buuuu ... Szlag z taką polityką! Przeca bym męża i tak poczęstowała, ale to by była moja decyzja, yes?



Dobra, wracam. Pogadalim chwilę z panem sekretarzem i pomyślałam, że już wie, czego nie wiedział. Mógł nie wiedzieć, bo rozmawiałam z panią burmistrz, a wniosek też był do niej adresowany. Ale oto o godzinie 15:00, podjechał pod furtkę samochód i otrzymałam pismo z UM. Pan sekretarz przysłał mi wezwanie. WEZWANIE, cholera jasna! Uważam, że nie pisał tego samodzielnie. Trochę go przecież znam, z czasu, gdy wysmarował na mnie donos do Urzędu Skarbowego. Moim zdaniem dzisiaj zaangażowano prawnika, co by mnie ... nie wiem co, przestraszyć? obwinić o zaistniałą sytuację? 
Wezwanie jest jednocześnie "postanowieniem" pana sekretarza, abym usunęła braki wniosku poprzez przedłożenie pełnomocnictwa od właściciela nieruchomości do reprezentowania go w sprawie, bo tylko on jest stroną w sprawie. Kurdeee, ja składam wniosek, mąż jest stroną, kasa była moja, oni chcą dać jemu, a my przeca wspólnie ... ehhh ... Dostałam też pouczenie, że jak w siedem dni nie uzupełnię tego, co ich zdaniem jest brakiem, to mój wniosek pozostawią bez rozpatrzenia. Czyli oleją, bo ja nie jestem chyba obywatelem tej chorej gminy i wniosku złożyć nie mogę. Ale cyrk! 



Każdy ma pewną odporność na głupoty, ja też. Nie wytrzymałam i zadzwoniłam do pani burmistrz. Tu już było bez takich postanowień i wezwań, ale linia myślenia podobna, więc śmiem domniemywać, że ustalona. Co z tym paśtetem zrobię, we właściwym momencie poinformuję. O tym jak się ta sprawa skończy - również. Ponieważ to dotyczy nie tylko mnie. Ilu z Was mili Czytacze i niemili nieczytacze zabuliło w styczniu ubiegłego roku wyższą stawkę za śmieci? 

Rozmowę zakończyłam stwierdzeniem, że tak samo jak nie chciałam umrzeć, gdy mi grożono paskudnie, tak samo nie chcę umrzeć ze śmiechu. Ale nie jestem pewna, czy zostałam dobrze zrozumiana. 


Trzy razy UM postąpił wobec mnie nie fair. Raz - pobierając nienależną kasę, dwa - nie odpowiadając na moją słuszną uwagę w tym temacie, trzy - przysyłając mi wezwanie - postanowienie. Pracownik merytoryczny nie miał z tym nic wspólnego!!! Grzecznie uprzedzam, że się wkurzę, jeśli kozłem ofiarnym tej sprawy zostanie jakiś pracownik. Takie podejrzenia zaświtały w mojej głowie podczas rozmowy z panią burmistrz. Pi razy drzwi wiem, jak się zwala winę na innych w przedborskim urzędzie i to mi się nie podoba. A jak mi się coś nie podoba, to zazwyczaj wiem, co z tym zrobić. I tym miłym akcentem kończę swój dzisiejszy wpis. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.