niedziela, 22 grudnia 2019

Sorki, temat nieświąteczny

Zakończył się ostatni proces związany z groźbami i szykanami, których byłam adresatką. Również ja, lub tylko ja. Pośrednio lub bezpośrednio. Winni ponieśli konsekwencje, a z czym się zgodzić nie potrafię - jeszcze zaskarżę. Najważniejsze, że mam to wszystko już za sobą. 

Nie byłam w tej gminie jedyną zastraszaną i szykanowaną osobą, jednak nie czuję się upoważniona do wypowiadania się w imieniu innych. Zechcą, to sami opiszą swoje doświadczenia. Ten tekst to moje przemyślenia, moje obserwacje i moje wnioski. Tylko tyle. 

Zastanawiałam się kiedyś, czym zasłużyłam, aby zwalczać mnie takimi "wyjątkowymi" metodami? Odpowiedź na to pytanie wymknęła się kiedyś przypadkiem byłemu budowniczemu dobrobytu gminnego. Ale mylił się w tej kwestii, podobnie jak w wielu innych sprawach. Albo kłamał celowo, jak to miał w zwyczaju. Czyli dalej nie wiem czym zawiniłam, że aż tak mnie szykanowano. Zresztą ... o czym mowa? Czy jest jakiś logiczny powód, aby wygrażać komuś w taki sposób, aby ten ktoś miał rzeczywiste obawy o własne bezpieczeństwo? Tu dygresja: uważam, że to ja wiem najlepiej, czy miałam powody się obawiać, czy się obawiałam i dlaczego. Moim zdaniem nie wie tego ani były burmistrz Przedborza, ani jego wielbiciele. Ani były radny, ani pani lekarka, ani ci, którzy w sądzie zeznawali jako świadkowie na wniosek oskarżonych. Nie pytali mnie o to, a ja im się nie zwierzałam. Rozmawiałam o tym tylko w prokuraturze i z przyjaciółmi. 

Wracam. Na samym początku myślałam, że to są żarty, idiotyczne i chamskie, ale niegroźne. Dziękuję teraz tym, którzy ostrzegali mnie już wtedy. Potem było już na tyle wrednie i groźnie, że musiałam całkowicie przemeblować swój tryb funkcjonowania w przedborskim piekle. Tak, tak, jak się komuś przyjemnie żyło w tamtym czasie, to mu gratuluję. Ja miałam piekło, bo groźby padały z różnych stron i było ich sporo. Więcej niż te, którymi zajmował się sąd. Niektóre koszmarnie wulgarne, ale jaki autor, taka twórczość. 

Niewątpliwie kultura polityczna w naszej gminie zdechła całkiem jakiś czas temu. Czego liczne dowody są w Internecie, na nagraniach z obrad RM, w wypowiedziach byłego włodarza oraz jego publikacjach. Oraz w moim prywatnym archiwum. Były radny, jak mawiał, "nie wchodzi na te strony", więc nie publikował, ale posiadam nagrania jego wypowiedzi. Są też świadkowie, naoczni i nauszni "że tak powiem". Źle się działo w "naszej małej ojczyźnie". 

Notoryczne próby poniżania i obrażania ludzi niewygodnych przekroczyły nie tylko granice przyzwoitości i normy współżycia w społeczności, ale zaczęły się ocierać o zwyczaje rodem z kryminałów. To są fakty, mili Czytacze i nie ma co udawać, że tak nie było, albo że się o tym nie wiedziało. Do domów Wam przynoszono niektóre wypociny, pamiętacie? Np. z okazji świąt katolickich, w imię szerzenia miłości bliźniego i "prawdy" ( cudzysłów użyty celowo). 

To wszystko co mnie spotkało, poza tym że paskudne, było też niewyobrażalnie głupie. No bo np. co ma do rzeczy moja praca w szkole przed prawie 30 laty, do tego, że "coś mi się w nocy może stać"? Pomijam, że w państwowej placówce oświatowej nie mogłam być przecież zatrudniona na "ładne oczy", albo na zgrabny jeszcze wtedy tyłek. A nie dość, że czytałam o tym niemal w każdym szmatławcu gminnym, to jeszcze musiałam o tym słuchać w sądzie. I zapewne przez przypadek opowiadały o tym osoby, które wtedy, jak przypuszczam, nie wiedziały o moim istnieniu. Ktoś potrafi to logicznie wytłumaczyć? Jaki związek miało jedno z drugim? 

Po co to było klepać bzdury, że byłam gorącą zwolenniczką Miłosza N? Ten pan nigdy mi się nie podobał. Oszukiwał mnie tylko jakiś czas, dokładnie tak samo, jak później oszukiwał innych. Potem już tylko kłamał, żeby wybielać swoją osobę. A cymbały powtarzały ... Żeby w miarę cicho i na własny użytek, to pryszcz. Ale urządzano mi czasem pyskate awantury, na ulicach, na sali obrad, przez telefon. 

Procesy te były dla mnie trudne. Pewnie niektórzy z Was zauważyli, że nie rozpisywałam się na ten temat. I teraz też wypowiadam się oszczędnie i oględnie, bo uwierzcie, niedobrze mi się robi jak o tym myślę. Z powodu tego, do czego doszło i do czego mogło jeszcze dojść. W mieście gdzie prawie wszyscy się znamy. W kurorcie, gdzie powinno się żyć spokojnie i w miarę przyjaźnie. A tymczasem było: "się krzywda stanie (...) będziemy niszczyć powoli (...) to jest ostatnie ostrzeżenie (...) ". Albo gesty sugerujące odcięcie mi głowy, wyzwiska, zaczepki ... Tak, tak, mili Czytacze, kurort nie dość, że często śmierdzi kupą, to jeszcze jest siedliskiem nienawiści i zła. Jak można było bajdurzyć w programie ( podobno autorskim, ale na moje oko zerżniętym z redaktora Najsztuba), że smsy zawierały tylko wulgaryzmy i że to nie były groźby pozbawienia życia? Czytać ktoś nie potrafi, czy nie rozumie co czyta ( w aktach na przykład)? Polityczny wyrok ... no koń by się uśmiał, a ja razem z nim. 

To co się wyprawiało w tej gminie po wyroku z 3 kwietnia, jest nie tylko niewyobrażalne. Jest odrażające! Zeusy lokalne "na swoim terenie" miały butę i odwagę, w sądach już nie. Ja jestem kobita wyrozumiała i skwituję to tak: każdemu może się zdarzyć zrobić coś paskudnego. Ale facet musi umieć przyznać się do błędu i ponieść jego konsekwencje. Jak nie potrafi - to nie jest facetem - sorry za szczerość. Tylko jeden oskarżony przyznał się do tego co zrobił, a nawet przeprosił. Bez komentarza, bo zbędny. 

To nie polityka jest winna temu, co się w tej chorej gminie działo. Polityka była, jest i będzie, a niewygodna byłam też dla innych, hehehe... "że tak powspominam". Ale nigdy wcześniej nie czułam się autentycznie zagrożona. Jak ktoś uważa ( i trąbi ) że znalazłam sobie taki sposób na życie, bo to lubię, to chyba temu komuś rozum odjęło, albo pod beretką ma zryte. 

Winny, mili i niemili Czytacze, jest rozpaczliwy poziom ludzi, którzy dopuszczają się takich czynów. I winny jest poziom tych, którzy takie postępki aprobują. Winna jest ta część społeczeństwa, która broni zła. Nic mnie nie obchodzą ich powody, choć oczywiście z grubsza je znam. Za to przychodzi mi teraz na myśl ta niby "oddolna inicjatywa", te 2 tysiące podpisów ... I zapytam: kto z tych osób, którzy się podpisali, był choć na jednej rozprawie? Kto z nich czytał uzasadnienie wyroku? Że już nie zapytam, kto z nich był w takiej sytuacji jak ja? Fuj, ludzie, fuuuj jak stąd na Marsa. 

Albo te pretensje, że powiadamiałam policję... Co miałam robić? Kłócić się na poziomie szamba, odgrażać się równie wulgarnie czy po prostu prać po mordzie? Nie moja liga, ja postępuję zgodnie z prawem. Póki co, w tym kraju są organy powołane do ścigania przestępców i przestępstw. Więc zgłaszałam każde zajście, wskazywałam sprawców i okoliczności, na ile posiadałam wiedzę ( w różnym czasie - różną, bo nie wszystko było jasne od początku). Tak jest prawidłowo i tak będę robić do śmierci, amen. 

Rzeczywiście, na pewnym etapie, doszłam do wniosku, że w Przedborzu działała zorganizowana grupa przestępcza. Wiem, że to stwierdzenie niektórych bulwersuje, ale ja mam takie zdanie. Moje prywatne. I nawet jak się komuś kiedyś uda mnie zlikwidować, moja dusza w niebie będzie uważała tak samo. Bo choć niekoniecznie wszyscy byli namawiani albo podpuszczani, to jednak ich działania spotykały się z akceptacją. Poza tym wszyscy ci, którzy mi grozili, byli ze sobą jakoś powiązani i zakolegowani. Ci, którzy to z radością obserwowali - również. Oczywiście mogę się mylić, może to było np. Towarzystwo Miłośników Bliźniego, które w taki sposób realizowało swoje statutowe cele. Ale jeśli tak, to mnie się to nie podoba – delikatnie mówiąc. 

Jestem zadowolona z siebie, że to przetrwałam – godnie, nie robiąc z siebie widowiska. 

Czy czuję się teraz bezpieczniej w "naszej małej ojczyźnie"? Ani o jotę! 

Czy teraz w Przedborzu jest już inaczej? Sami sobie odpowiedzcie ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.