piątek, 30 czerwca 2017

Smutny koniec ZPO...

Od dziś przestaje istnieć  Zakład Pielęgnacyjno-Opiekuńczy przy ulicy Częstochowskiej 25. Ciekawe, co powiedziałby na to mój tata, który kilkadziesiąt lat temu przenosił do nowego budynku tzw. Izbę Chorych ? 

Pamiętam, jak przed paru laty burmistrz Naczyński wykorzystał problemy z nieterminowym złożeniem oferty kontraktowej przez dyrekcję SPZOZ do rozgrywki z ówczesną dyrektor Jadwigą K. Dużo wtedy było krytyki, patosu i zapewnień o znaczeniu ZPO dla lokalnej społeczności. Finalnie NFZ podpisał kontrakt na zmniejszoną liczbę łóżek i sprawa jakby przycichła. Zmieniali się dyrektorzy i w kolejnych latach zakład trwał. Na granicy opłacalności, ale trwał. Bo był potrzebny, bo na miejsce w nim stale oczekiwało kilkudziesięciu chętnych. Aż przyszedł rok 2017 i wniosek przygotowany pod kierunkiem pani dyrektor Renaty Ł. 

Wniosek fatalny, wniosek nie przygotowany, wniosek z góry skazany na niepowodzenie. Ocena NFZ (ale również ludzi znających się na rzeczy) była miażdżąca. Najlepsza z ofert złożonych na naszym terenie miała dwukrotnie wyższą punktację (przedborski – 34,5, pozostałe odpowiednio- 54,5; 73,5 oraz 76,5 punktu) ! O czym to świadczy? O braku profesjonalizmu osób przygotowujących dokumentację kontraktową? Niewątpliwie. O nieprzygotowaniu jednostki do kolejnego sezonu? Bez dwóch zdań. O nie zapoznaniu się z warunkami kontraktu i braku kreatywności dyrekcji? Oczywiście. O braku nadzoru ze strony burmistrza miasta i Rady Społecznej SPZOZ? Z pewnością. Czy można się jednak dziwić „fachowości” osób zasiadających w obecnej Radzie, skoro przedstawicielem wojewody jest pan Jan O. – niewątpliwie wyjątkowej klasy „spec” od służby zdrowia…




Podkreślić należy karygodny brak konsultacji dyrekcji przygotowującej wniosek z podległymi sobie pracownikami. Wygląda na to, że pani dyrektor nie była świadoma kwalifikacji swych podwładnych (!). Kuriozum. Ale mające wpływ na punktację konkursową. I jeszcze sprawa odwołania SPZOZ od decyzji NFZ. Odwołanie to, w znacznej części dotyczy nie tyle wątpliwych „przewag” przedborskiej oferty, ale swoistego donoszenia na pozostałych uczestników postępowania (sic!).  Sytuacja wypisz, wymaluj jak na przedborskich sesjach, kiedy na wytknięte błędy i uchybienia burmistrz odpowiada- „ale za Ślusarczyka…”. NFZ ustosunkowując się do „odwołania” podkreślił, że wymagania i dokumenty aplikacyjne, jak również kryteria oceny i zasady punktowania były jasne i dostępne na równi dla wszystkich zainteresowanych świadczeniodawców. Wychodzi na to, że nie wszyscy zainteresowani czytali ze zrozumieniem…


Teraz o zainteresowaniu radnych sprawami gminy, a funkcjonowanie służby zdrowia z pewnością do takich należy. Za „moich czasów” tego typu afera, jak ta związana z likwidacją ZPO, przyniosłaby skutek w postaci natychmiastowego wniosku o referendum. Bo radni autentycznie troszczyli się o to co społeczne. Pamiętam jaki krzyk na komisjach podniósł się, gdy ówczesny dyrektor SPZOZ- pan W. zupełnie niezobowiązująco rzucił pomysł przekształcenia podległej mu jednostki w zakład niepubliczny. Argumentował, że da to wymierne efekty finansowe. Najgłośniej dzioba darł ówczesny radny opozycyjny. Zgadnijcie, kto? Padały hasła o tym, że służba zdrowia musi pozostać publiczna, że gmina nie może utracić nad nią kontroli etc. Okazuje się jednak, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I od własnego, partykularnego interesu.


Co się bowiem stało w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Ano powiew prywatyzacji w placówkach medycznych dotarł jednak do Przedborza. Pacjenci zapewne nie narzekają, bo mają wybór. Poglądy włodarza też uległy metamorfozie (ładnie to ująłem). Teraz wygląda na to, że interes społeczny się nie liczy, nie liczy się los kilkunastu osób, które mogą wylądować na bruku, liczy się tylko kasa. Pytanie, czyja? A, że pytanie nie jest od rzeczy, postaram się udowodnić. 


Całkiem niedawno, w atmosferze skandalu, żona panaburmistrzowa nabyła za psie pieniądze (czyli po wyjątkowo zaniżonej, w stosunku do wywoławczej, cenie) nieruchomość z budynkiem po byłej szkole w Nosalewicach. Nabyła, bo podobno nikt nie był zainteresowany. Jakiś czas potem wyżej wymieniona wystąpiła o wydanie decyzji celu publicznego na budowę zakładu pielęgnacyjno-opiekuńczego w tejże lokalizacji. Zakładu pielęgnacyjno-opiekuńczego… W parę miesięcy potem zakład prowadzony przez gminę Przedbórz, którą zawiaduje mąż wspomnianej pani, daje d… w postępowaniu konkursowym i traci kontrakt. Potencjalna konkurencja na przyszłość znika, jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki. Przypadek? 


Wracając do sprawy „zainteresowania” burmistrza, radnych i tak zwanej „rady” społecznej losami SPZOZ i ZPO, to należy stwierdzić, że zaistniało ono „nieco” zbyt późno. Grubo po czasie, można nawet rzec. Niektórzy leją krokodyle łzy, ale tak, by za bardzo nie narazić się burmistrzowi. Nieprofesjonalna dyrekcja również na razie ma się dobrze. Bo co tam jakieś ZPO i kilkanaście osób do zwolnienia, co tam wielotysięczne zobowiązania do uregulowania, co tam środki finansowe pompowane w zakład w ostatnich latach… 


Radni członkowie Rady Społecznej i sama Rada – szkoda nawet gadać o poziomie tego tworu. Gdzie byli jego członkowie (z nielicznymi wyjątkami, bo są takie), gdy trzeba było nadzorować bieżącą działalność SPZOZ, ze szczególnym uwzględnieniem przygotowywanych ofert? Gdzie był burmistrz? Na wspomnianej radzie i komisjach jako powód kłopotów placówki podawał on „animozje między górą a dołem” (dla niewtajemniczonych: pomiędzy personelem przychodni i ZPO). Jeżeli przewodniczy organu założycielskiego i Rady Społecznej miał wiedzę na temat takowych animozji, to czemu nie reagował? Na co czekał? A może było mu to na rękę? Wybitni fachowcy z Rady Społecznej SPZOZ w osobach: M. Naczyński, radny W. Dziuba i przedstawiciel wojewody- Jan O. zagłosowali za opinią rekomendującą Radzie Miejskiej likwidację ZPO. Przeciw byli radni: A. Ocimek i M. Koski. Rada Społeczna załatwiła więc zakład, który powinna wspierać i chronić. W imię czyich korzyści? Gminy?!? 


No nie wiem, bo cała sprawa może mieć jeszcze jedno dno. Wspomniałem o sporych nakładach na wyposażenie i adaptację pomieszczeń dla potrzeb ZPO na piętrze budynku przy Częstochowskiej 25. Co stanie się obecnie z tym majątkiem? Przypominam, że póki co nasz szlachetny włodarz nie dał rady wyrzucić straży pożarnej z części budynku remizy. Nie znaczy to jednak, że zrezygnował z pełnego wigoru programu dla seniorów. Być może, jeśli nie udało się tam, to zagospodaruje się pustostan po zakładzie opiekuńczym. A przy czyjej pomocy? Pytanie z gatunku retorycznych – naturalnie przy pomocy niezależnego i samorządnego, nie powiązanego układami stowarzyszenia przyjaciół. Czy fragment kolejnego budynku i nieruchomości wpadnie w łapy pana K. i spółki? Czy na pewno cała sprawa związana z likwidacją ZPO wynika li tylko z braku wiedzy i umiejętności dyrekcji SPZOZ? Ja mam poważne wątpliwości. Nie wiem jak państwo?

Materiał telewizji NTL: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.