sobota, 14 stycznia 2017

List otwarty, po raz drugi

Szanowni ( i mniej szanowni, albo wcale nie szanowni - bo i tacy tu zajrzą) Czytający. Obiecałam opublikować wyrok z uzasadnieniem w sprawie dotyczącej gróźb kierowanych do koleżanki i do mnie za pomocą sms. Sprawa jest jawna, bo z oskarżenia publicznego, a my dwie - pokrzywdzone. Musicie mi jednak wybaczyć, zmieniłam zdanie. Będzie tylko komentarz.


Niech się to nazywa, że ja też daję szansę młodemu człowiekowi, pod warunkiem, że będzie się trzymał ode mnie z daleka. Nie tylko tyle, ile musi, ale zawsze, bo nie chcę żadnych z nim kontaktów. Nie, nie wybaczyłam i pewnie nigdy tego nie zapomnę, bo żyć wiele miesięcy ze świadomością zagrożenia, to jest coś, z czym nie mogę się pogodzić. Do pewnego momentu nie wiedziałam przecież, czy mi coś z dachu na głowę spadnie, czy mi ktoś z tyłu wbije widły w plecy, czy mnie ktoś będzie usiłował uszkodzić samochodem. Poza tym język, jakim było to wszystko pisane, wulgaryzmy i obraźliwe słowa od człowieka, który mnie nie zna i nic nie wie na mój temat ... Nigdy tego nie zrozumiem.

Jednego byłam pewna od początku, a potem się potwierdziło: groźby miały charakter polityczny i byłam straszona z powodu tego czym się zajmuję. Od czerwca 2015 r do stycznia 2016 r, a właściwie jeszcze dłużej, bo trwało dochodzenie, na wszelki wypadek zachowywałam ostrożność. Żyłam normalnie, ale nikt mi nie zwróci utraconego spokoju i nadszarpniętych nerwów . Wypada w tym miejscu podziękować np. tym, którzy nie pozwalali mi samotnie wracać do domu. Chcę też podziękować tym, którzy cały czas mnie wspierali swoją obecnością i pomocą. Zawsze doceniam, a w tym konkretnym przypadku - jeszcze bardziej. Nie będę ich wymieniać, ale i tak wiadomo o kogo chodzi. W Przedborzu trzeba mieć odwagę, żeby działać "nie po linii", a nawet żeby nie wypierać się znajomości ze mną. Dlatego ja dla tych ludzi zawsze będę mieć szacunek.


Dla reszty nie, po prostu w odpowiednim momencie wyłączę telefon, gdy sobie o mnie przypomną. A furtka i drzwi będą zamknięte na klucz. Ponieważ uważam, że nawet niema akceptacja poczynań "niektórych" doprowadziła do sytuacji, że to co się stało, było możliwe. W gminie, w której prawie wszyscy się znają, przynajmniej z widzenia. A przecież mam do czynienia nie tylko z niemą akceptacją, są tacy, którzy zwalczają mnie aktywnie. Prymitywnie, wulgarnie i kłamliwie. Im nie dziękuję i do ich poziomu nie zniżę się nigdy.


Dla tych, którzy opacznie zrozumieli mój wpis na Jawnym Przedborzu w styczniu ubiegłego roku mam radę: nauczcie się czytać ze zrozumieniem. Tak wtedy czułam i z niczego co tam napisałam się nie wycofuję. Jakby ktoś nie zauważył, to ja nigdy się nie wycofuję, ani nie wypieram.

Drodzy Czytacze. Chcę żebyście wiedzieli, że choć ta konkretna sprawa dla mnie jest zamknięta, nadal mam podobne problemy. Teraz spodziewam się ataku z innej strony, mam ku temu powody i wszystkie ( te powody) są na bieżąco zgłaszane na policji. Tylko moje zaufanie do policji mocno oklapło w ostatnim czasie. Ale to osobny temat - na kiedyś.
Dziś wiem, że jeżeli udało mi się przez to przejść, nie przerywając swojej działalności, to jeśli chodzi o brudy polityczne, jestem w stanie wytrzymać wszystko. I jeśli mnie tu nikt za to nie pochwali, to pochwalę sama siebie: dałaś radę kobieto.
 
Nie wyrokując dlaczego stało się to co się stało ( bo jeszcze nie wszystko wyjaśniono i pewien wątek nadal jest przedmiotem zainteresowania organów ścigania), chcę Wam powiedzieć, że na własny użytek mam na ten temat swoją wersję wydarzeń. Moją opinię w tej kwestii potwierdza choćby treść smsów, ale są jeszcze inne pikantne szczegóły, które wyszły podczas procesu. Spokojnie, niech się dzieje wola nieba, ja poczekam.


Po tym, co mnie spotkało, stwierdzam, że mimo iż brałam i biorę udział niemal we wszystkich procesach sądowych związanych w taki czy inny sposób z lokalną polityką, ta sprawa ( groźby) kosztowała mnie sporo. Ze względu na jej gatunek, charakter i kaliber. I tylko ta sprawa mogła mnie powalić na glebę ( żadna inna, co podkreślam specjalnie dla "niektórych"). Ale nie powaliła.
 
Wczoraj otrzymałam ( nieprawomocny) wyrok wraz z uzasadnieniem w sprawie gróźb kierowanych do koleżanki i do mnie. Mnie ten wyrok i to uzasadnienie satysfakcjonuje, nie będę się odwoływać.Inne procesy i wydarzenia polityczne bulwersują mnie w kwestiach dotyczących naszego wspólnego dobra społecznego, ale to co wyprawia ich inicjator - spływa po mnie jak woda po kaczce. Podobnie jak działania podejmowane przeciwko mnie na posiedzeniach przedborskich radnych i poza salą obrad. Zwisa mi to co się gada na mój temat, bo znam swoją wartość i prawdę na swój temat.

Ta sprawa była inna i nigdy nie powinna się zdarzyć. Czytając wczoraj otrzymane dokumenty znowu się wkurzyłam. Bo za co i jakim prawem? Nie przypominam sobie, żebym komuś zrobiła krzywdę, albo żebym kimś gębę wycierała w taki sposób jak to się robi ze mną. Nie zasłużyłam na to co mnie spotkało. I nigdy nie pogodzę się z takimi metodami. Przeprosiny nie załatwiają niczego i nie zostały przeze mnie przyjęte. Ale ... zastraszyć też się nie dam - tego możecie być pewni. I nie zejdę z drogi na którą weszłam, dopóki w tej gminie nie zapanuje ład prawny i atmosfera normalności. Amen.

Groźby, dochodzenie i proces dotyczyły też mojej koleżanki, jednak nie zostałam upoważniona do tego, aby wypowiadać się też w jej imieniu. Wszystko co wyżej, jest tylko moją opinią, z którą ( co wiele razy podkreślałam) można, ale nie trzeba się zgadzać. Do tematu będę wracać - we właściwym czasie.

Jutro się zresetuję wśród życzliwych osób. Na dziś tyle z mojej strony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.