poniedziałek, 11 lipca 2016

Nerwiątka puszczają coraz częściej - XXIII sesja Rady Miejskiej

Z tradycyjnym poślizgiem rozpoczęła się dzisiejsza sesja RM w przedborskim ratuszu. Przy udziale trzynastu radnych, pod nieobecność pana Mąkosy i pana Zawiszy, oraz w początkowej fazie bez siły przewodniej bezradnych. Bo burmistrz się spóźnił.

 Obrady prowadził radny Wnuk. Pod nieobecność M. Naczyńskiego, obserwatorem z jego ramienia jest ostatnio pani sekretarz, Wiesława Janosik. Bacznym wzrokiem i uchem śledzi, czy wszystko idzie zgodnie z wolą przełożonego. W identyczny sposób jak on, kontroluje oczami reakcje osób niewygodnych, obecnych na sali. Ale podobnie jak w przypadku burmistrza, na nikim nie robi to już wrażenia. Tylko wygląda dziwnie.

 
Na sali obecni również byli niektórzy sołtysi, przedstawicielka Klubu Seniora, przedstawiciel SPZP, oraz dwie ( !) mieszkanki gminy. Po odczytaniu sprawozdania z prac komisji między sesjami, oraz sprawozdania z działalności burmistrza ( w zmienionej kolejności ze względu na jego spóźnienie), przystąpiono do bloku uchwał. Ta część obrad przebiegała dość gładko.

Należy podkreślić, że na skutek pytania radnego Michała Mordaka zadanego podczas posiedzenia komisji łączonych w ubiegłym tygodniu, znalazły się jednak pieniądze dla OSP. Jak również pieniądze na dofinansowanie zakupu pojazdu dla naszej policji. Czyli można!!! Tylko należy pewnych spraw pilnować, aby - jak to ma często miejsce- pod nieobecność zainteresowanych, radny Dziuba nie wygadywał głupstw i nie podsuwał rozwiązań własnego pomysłu. A burmistrz nie miał okazji do nieprzyzwoitego ze względu na wagę spraw rechotu.

Burmistrz, totalnie dziś rozkojarzony, swoje sprawozdanie rozpoczął od uprzejmego powitania: "wysoka Rado, drodzy goście". Kogo miał na myśli w tym drugim przypadku - trudno wyrokować, ale na 100% nie dotyczyło to wszystkich obecnych. Świadczył o tym nienawistny wzrok kierowany nerwowo w stronę stałego obserwatora. Takie mówiąc wprost łypanie oczami "z byka".

W sprawozdaniu burmistrza uwagę zwrócił kolejny wyjazd na konferencję "Miasta w internecie", jaki miał miejsce w dniach 29 czerwca - 1 lipca br. Cykliczne uczestnictwo w tego typu konferencjach, jak do tej pory pożytku nie przyniosło żadnego, ale przynajmniej burmistrz ma okazję od czasu do czasu zobaczyć jakiś kurort z prawdziwego zdarzenia. Wraz z małżonką, o czym oczywiście nie wspomniał.

Będzie się w naszym UM adaptować strych w budynku przy ul. Pocztowej na pomieszczenia biurowe. Na zasadne pytanie radnej Alicji Ocimek, padła dość bezczelna w początkowej fazie odpowiedź: "jakby nie było potrzeby, to by się nie robiło". Takie teksty to standard w ustach burmistrza. Potem jednak łaskawie wyjaśnił o co chodzi.Radna zapytała też o termomodernizację budynku SP ZOZ. Wyszło szydło z worka, że w tym roku nic z tego nie będzie. Podobnie jak ze szkołą w Górach Mokrych. A tak pięknie prezentowała się propaganda zamieszczona w kolorowym szmatławcu gminnym. Całkiem jak propaganda dotycząca rewitalizacji parku przy ul. Trytwa. Wszystko "rusza" tylko ruszyć nie może.

Ze strony radnego Michała Mordaka padło też pytanie o szefa SPZOZ. Odpowiedź była zdawkowa, należy jednak podkreślić, że to nikt inny, tylko burmistrz doprowadził do sytuacji, że tyle miesięcy jednostka nie ma dyrektora.

Podczas sesji podjęto jednogłośnie uchwały dotyczące zmian prognoz i zmian budżetu, oraz pozostałe z porządku obrad. A po bloku uchwał nastąpiła piętnastominutowa przerwa, która tradycyjnie przeciągnęła się do ok. 40 minut. Luźno traktuje się zarówno radnych jak i "drogich gości", totalnie się ich lekceważy i demonstruje przy okazji kto decyduje w Przedborzu, ile trwa 15 minut. Podobnie rzecz ma się ze stanowieniem prawa, co potwierdziło się na sesji po raz kolejny.

Gdy wreszcie przerwa dobiegła końca, radny Michał Mordak przedstawił projekt uchwały ( na piśmie) w sprawie zapisu kwotowego dotyczącego diety dla sołtysów. Temat ten był omawiany wcześniej. Potem jeszcze zaproponował, aby w związku z promocją książki jaka odbyła się poprzedniego dnia w MDK, córce byłego burmistrza Przedborza nadać tytuł honorowego obywatela miasta. Z propozycją nadania imienia burmistrza Kozakiewicza liceum w naszym grodzie wyskoczył burmistrz Naczyński. O ile nikt nie miał w tej sprawie nic przeciw, o tyle radny Michał Koski zwrócił uwagę na fakt, że wypada w tej sprawie najpierw porozumieć się z panią dyrektor LO. Tu nerwiątka burmistrza, nie wiedzieć czemu - popuściły. W lekceważący sposób stwierdził, że dyrektor jest TYLKO pracownikiem i należy to przedstawić staroście. Bo tak jak on przedstawia uchwały przedborskiej RM, tak samo starosta może temat przedstawić Radzie powiatu. Oponował zasadnie radny Koski, ale jeszcze nie zdarzył się w tej gminie przypadek, aby rację miał ktoś inny, nie burmistrz. Zachowanie wobec radnego Koskiego tradycyjnie było niewłaściwe. Uwagi typu "pan powinien" to już norma. Tyle tylko że w tym przypadku pouczany przebija pożal się Boże "nauczyciela".

Swoje trzy grosze usiłował też wtrącać radny Dziuba. Uciszał radnego Koskiego, zwracał mu uwagę, że nikt mu głosu nie udzielił, zapominając jednocześnie, że do wygłaszania głupawych uwag i syczenia wężowatego (ciiiii) też głosu mu nie udzielono. Nad radnym Dziubą jednak nikt nie jest w stanie zapanować. Między obgryzaniem paznokci a drapaniem się po różnych częściach ciała, wystrzela od czasu do czasu z uwagami i pewnie ma nadzieję, że ktoś to traktuje serio.

Radny Koski, wobec fatalnego zachowania oponentów, uciął dyskusję i zgłosił wniosek formalny, aby panią dyrektor LO zaprosić na sesję RM. Na to z kolei wypalił burmistrz: "my nie możemy". Dlaczego? - nie wyjaśnił. Może była to tylko troska o panią dyrektor, wszak nie każdy jest w stanie wytrzymać to, co się w ratuszu wyprawia podczas stanowienia prawa lokalnego.

W dalszej części wolnych wniosków i spraw różnych, radny Michał Koski powrócił do sprawy udzielenia odpowiedzi dla pana Artura Koskiego. Oraz zgodnie z życzeniem przewodniczącego RM, niestety K. Zawiszy, zaproponował ( ZAPROPONOWAŁ - podkreślamy) konkretne rozwiązanie problemu. Złożył pismo w tej sprawie, co wytrącony z równowagi burmistrz skwitował niegrzecznym: "powiedz mu niech podpisze". Radny podpisał. Podczas odczytywania interpelacji przez radnego, burmistrz podpierał szczękę i stanowczo kręcił głową ruchem przeczącym. "Dobrze że pan myśli" - wypalił z wrodzonym sobie wdziękiem - "to jeszcze niech pan się nauczy czytać". Jakby nie zauważył, że radny właśnie czytał - kłopotliwe pytania dotyczące rewitalizacji parku i drogi dojazdowej do pól.


Równie fatalnie zachował się dzisiaj radny Jarosz. To kolejne zadziwiające zjawisko na mapie politycznej naszej gminy. Pan radny usiłuje innych ( każdego z osobna) przekonywać, że jest niezależny i kieruje się w pracy w RM jasnymi zasadami. Obserwując jednak jego poczynania, trudno zgodzić się z takim stanowiskiem. Radny przyklepuje co mu każą automatycznie, czego dowodem np. głosowanie przy wprowadzaniu do porządku obrad, a następnie przy głosowaniu uchwały dotyczącej skontrolowania działań burmistrza w związku z zakupem działki w Łączkowicach. Dzisiaj też się radnemu coś chyba pomyliło i podjął polemikę z radnym Koskim. Szkoda, że elektorat radnego Jarosza nie jest zainteresowany jego działaniami. I bardzo szkoda, że T. Jarosz zapomniał dzięki czyjej pomocy zasiada w RM.

"Proszę o ciszę" - wykrzykiwał od czasu do czasu radny Dziuba, któremu w tym celu nikt głosu nie udzielał. Tymczasem radny Michał Koski zapytał o nieszczęsne konsultacje, rozprawę w WSA jaka miała miejsce w ub. czwartek, oraz udział w niej przedstawiciela gminy. Przedstawicielem gminy w sprawie którą z Wojewodą przerżnęła RM był oczywiście burmistrz M. Naczyński. Jedyna słuszna opcja w "naszej małej ojczyźnie". Tak więc prócz zasądzonych kosztów sądowych, kosztowało to podatników jeszcze delegację włodarza. I na nic ta wyprawa do Łodzi.

Jak łatwo się domyślić, burmistrz usiłował zbagatelizować swoją porażkę ( przypominamy, że to on przekonywał radnych do skierowania sprawy do sądu). Potem rozpoczął tyradę na temat wadliwości obowiązującego prawa, używając tradycyjnie zwrotów: moim zdaniem, ja uważam, już mówiłem. Dalej było jeszcze gorzej: już rozmawiał z dwoma posłami, nawiązał kontakty z prawnikami w Łodzi, Wojewoda też wie, że on ma rację, będzie zmieniał ustawę ( nie on, tylko w/w) i inne tego typu dyrdymałki. Nazwisk posłów nie chciał podać, widocznie tajemnica.

W obronie uciśnionego wystąpiła młoda mieszkanka gminy, jednak z jej wypowiedzi wynikało, że nie zrozumiała co jest kwestią sporną i kwestią dyskutowaną. Ale dobrze, że młodzi ludzie się interesują, z czasem pewnie też nabiorą doświadczenia i wiedzy.

"Naucz się pan troszkę kultury" - wypalił M. Naczyński, gdy już "argumentów" ( cudzysłów zamierzony) mu zabrakło. Uwaga skierowana była do radnego Michała Koskiego. Od dłuższego czasu, odkąd młody radny aktywnie, celnie i zasadnie punktuje niewypały Naczyńskiego, burmistrz ma z tym ogromny problem. Świadczy o tym zarówno jego zachowanie podczas gdy radny mówi, jak i bezczelne uwagi wykrzykiwane pod jego adresem. Jest to zjawisko o tyle paskudne co niepokojące, bo wynika z tego jasno, że burmistrzowi Naczyńskiemu nerwiątka puszczają coraz częściej i nie panuje już nad sobą. Tymczasem osoby atakowane charakteryzuje stoicki spokój i konsekwencja w działaniu. Mimo kłód ( różnego kalibru) rzucanych pod nogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.