poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Nie wie, nie umie, nie rozumie

Mowa o sekretarz UM w Przedborzu. Obecnej sekretarz, czyli o pani Wiesławie Janosik. Problem ten poruszaliśmy już na naszych łamach przy innej okazji, ale ponieważ nic nie drgnęło na rzecz poprawy funkcjonowania przedborskiego UM - wracamy do tematu. 

 
Może tym razem do urażonych naszymi publikacjami ambicji i odczuć pani sekretarz, dojdzie potrzeba zastanowienia się nad odpowiedzialnością za swoje postępowanie i powinności ( w pracy), sowicie przecież wynagradzane z publicznych pieniędzy.

Na początek przypomnijmy:
Głównym zadaniem sekretarza gminy w świetle ustawy jest „organizacja pracy urzędu i zarządzanie jego zasobami ludzkimi". Zdaniem oponentów aktualnych regulacji, to stanowisko jest zbędne w małych gminach . Obiektywnie jest w tym sporo racji, bo jeśli burmistrz "świetnie" ( cudzysłów dotyczy gminy Przedbórz) spełnia swoje obowiązki i nie potrzebuje zastępcy ( a tak według zapewnień Miłosza Naczyńskiego jest w Przedborzu), to trudno uzasadnić zatrudnienie w pełnym wymiarze czasu pracy sekretarza gminy, ponosząc przy tym znaczne koszty na jego wynagrodzenie.
Z drugiej jednak strony by administracja gminy funkcjonowała sprawnie, niezbędne jest autonomiczne stanowisko sekretarza, który będzie miał odpowiednie zadania i kompetencje do ich wykonywania. Zapis w ustawie mówi, że kandydat na stanowisko sekretarza musi być apolityczny. 


W przypadku "naszej małej ojczyzny" apolityczność sekretarza UM jest niemożliwa, a jego ( jej) autonomia jest fikcją totalną. Podobnie jak autonomia wszystkich szefów podległych urzędowi jednostek. Ceniona jest mierność, bierność i wierność. A przekłada się to konkretnie na całkowity brak samodzielności, śmieszną wręcz uległość i w konsekwencji nadstawianie własnego grzbietu ( żeby nie powiedzieć dosadnie: tyłka do kopania) za błędy swojego zwierzchnika. Za błędy wynikające z niewiedzy i te celowe, czyli robione z premedytacją, na złość, albo dla ukrycia prawdy.
Zawsze w Przedborzu tak było i nic się nie zmieni tak długo, jak długo społeczeństwo nie dojrzeje do podejmowania świadomych wyborów, tj. udzielania mandatu do działania osobie uczciwej, kompetentnej i nieuwikłanej.

Jednym z filarów walki o zgodne z prawem działanie "prominentów" w gminie jest dostęp do informacji publicznej. To ważny element dochodzenia do prawdy i zapobiegania wszelkim nieprawidłowościom działającym na szkodę ludności a dla dobra uprzywilejowanych. Co każdy obywatel w tej gminie wie, a także komentuje ( w konspiracji, z przyczyn oczywistych). Przedborski UM podejmuje wszelkie kroki, by dostęp do tej informacji obywatelom ograniczać. Dzieje się tak z różnych powodów i my te powody zazwyczaj znamy, ale to temat na osobny wpis.
Poczynania burmistrza w tej kwestii opisywane są przez nas na bieżąco albo z poślizgiem ( gdy dobro sprawy tego wymaga) . Działania pani sekretarz szczegółowo omawiane do tej pory nie były. Najwyższy czas nadrobić te zaległości, ponieważ od jakiegoś czasu, "nowa" pani sekretarz zawzięcie próbuje udowadniać, że oprócz intryg i wrabiania pracowników, ma również inne obowiązki w pracy. Oto przykład:

Czy to z powodu coraz częstszych nieobecności w urzędzie burmistrza, czy to z chęci wykazania się, pani sekretarz usiłuje czasem swojego szefa zastąpić lub wyręczyć. Wychodzi jej to tragicznie. Niestety do tej pory nie udało nam się ustalić czy dzieje się tak z powodu braku predyspozycji do funkcji jaką sprawuje, czy na polecenie, aby brudy zamiatać pod przysłowiowy dywan. Do rozmów z panią sekretarz Jawny Przedbórz deleguje osobę doświadczoną i taką, która nie daje się ani sprowokować, ani wyprowadzić w pole. Zaskutkowało to już raz fałszywym oskarżeniem, jednak nie zniechęciło nikogo do pytań, działań i porządkowania tego, czego pani sekretarz uporządkować nie potrafi.

Ostatnio pani sekretarz wyrwała się z odpowiedzią na pismo kierowane do burmistrza m. Przedborza. Odpowiedź była udzielona z upoważnienia i ( mamy tego pełną świadomość) po uzgodnieniu poprawnej wersji. Ale okazało się, że wniosek ( kolejny w tej samej sprawie) z zapytaniami w trybie dostępu do informacji publicznej przerósł możliwości intelektualne pani Janosik. Po rozciągniętym jak stara gumka od majtasów ( bo wydłużonym przez UM ) okresie oczekiwania, z kilku pytań zostały wyselekcjonowane te, które uznano za dopuszczalne, a pozostałe pominięto milczeniem. Po czym uznano, że odpowiedź została udzielona.

Innego zdania była osoba zainteresowana. Jakiś czas temu ( pytana), cierpliwie tłumaczyła pani sekretarz, że wszelkie informacje o jakie występuje dotyczą spraw publicznych i są jej niezbędne do tego, czym się zajmuje. Nic to nie pomogło, bo pani sekretarz im bardziej udaje Greka, tym bardziej upiera się przy swoim. Z kulturą osobistą i tą, która obowiązuje urzędnika w miejscu pracy, nie ma to wiele wspólnego. Albowiem pani sekretarz mimo zapewnień, że interesant jest najważniejszy, nie dopuszcza do tego, aby mógł wypowiedzieć choć jedno zdanie w całości. Przerywa po pierwszym słowie i tokuje. Najczęściej nie na temat. To w takich momentach padają zazwyczaj słowa, że pani sekretarz pracuje w administracji 20 lat. Czasem wymieniane są nazwiska wszystkich poprzednich szefów, a konsekwencją jest widoczna duma z własnych dokonań. Nie wiemy których. Właściwie gorzej - nie znamy żadnych. Na nas robi to wszystko przygnębiające wrażenie, albowiem 20 lat praktyki powinno skutkować konkretami, doświadczeniem i wiedzą. Powiedzmy to wyraźnie: tak nie jest, choć możliwe, że jest to np. nakazane.

Wobec takich zachowań, w omawianej tu sprawie, niedawno, zostały pani sekretarz wskazane palcem (!!!) pytania, które raczyła pominąć, a wobec rozpaczliwego w odbiorze braku zrozumienia, poproszono, aby również palcem wskazała odpowiedzi na te właśnie pytania. Tego uczynić nie mogła, bo ich tam nie było. Sfrustrowana do granic wytrzymałości, poprosiła o ponowienie wniosku. Wtedy usłyszała, że nie chcemy robić idiotów z urzędników przedborskich i nadal ( jeszcze) uważamy, że pytania zadane w języku ojczystym są zrozumiałe. Wobec czego oczekujemy tych odpowiedzi, których zabrakło i mimo że termin ich udzielenia dawno minął, dajemy czas dodatkowy, do dnia dzisiejszego. Bo mamy dobrą wolę.

Dziś, tj. 18 kwietnia 2016r, odpowiedzi nadal nie było. Pani sekretarz, podobno po rozmowach z panią prawnik i pracownikiem merytorycznym, nadal stała na stanowisku, że odpowiedź została udzielona w pełnym zakresie. Wobec czego została uprzedzona o skierowaniu zawiadomienia o nieudzieleniu informacji publicznej wbrew obowiązującej ustawie do organów ścigania. Natychmiast odpaliła, że odpowiedzialność za to poniesie pracownik merytoryczny. Nazwiska nie chciała zdradzić, niemniej licząc na to, że nasze publikacje czytają również szeregowi pracownicy UM, uprzedzamy, że ktoś prawdopodobnie zostanie wrobiony. Tak już bywało wcześniej, że wspomnimy tylko podobny przypadek dotyczący nieudzielenia informacji publicznej , albo kwestię odpowiedzialności za publikowane w gminnym szmatławcu pomówienia pod adresem osób niepublicznych. Przypuszczamy, że chodzi o zwolnienie kogoś z pracy, a w takim razie najpierw należy z tej osoby zrobić kozła ofiarnego. Praktyka stosowana w "naszej małej ojczyźnie" od lat. W niektórych przypadkach nie tyle uzasadniona, co "zasłużona", wypracowana samodzielnie. Ale zawsze krzywdząca.
Pracowniku merytoryczny strzeż się zatem. Albo wiej na chorobowe.

Na argument, że "odpowiedź" podpisała pani sekretarz - kontrargumentów zabrakło. Toteż w tym momencie rozpoczęło się standardowe przerywanie każdego wypowiadanego przez interesantkę słowa, oraz powtarzanie wyuczonej na pamięć regułki: odpowiedź została udzielona w pełnym zakresie.

Bez komentarza. Nie da się udowodnić pani sekretarz, że niebieskie niebo nie jest pomarańczowe. Ani że pytana o pogodę, nie powinna opowiadać o swoim ulubionym menu, bo to nikogo nie obchodzi.Nie da się jej przekonać, że nie drążymy niczyich spraw prywatnych, tylko chcemy wiedzieć to, co wiedzieć możemy. Mówiąc wprost - pani sekretarz się zacięła i nie docierało już nic. Za to całkiem możliwe że nastąpią teraz jakieś działania zaczepno - szykanująco - zwalczające, oparte jak poprzednio na fikcji. "Świadkami" zajścia jak zwykle będą nieobecni w tym momencie na miejscu zdarzenia. Zawsze ci sami - jakież to smutne. Nic to, jesteśmy zahartowani.
W omawianym tu dochodzeniu do wiedzy konkretnej, korespondencja z UM trwa od 26 stycznia br. Interesujące nas informacje nadal nie są nam udostępnione. Pisemna sugestia, aby ( cyt) "odpowiedź zawierała odpowiedź" nie przyniosła skutku. Wszelkie pertraktacje w tym temacie straciły sens, a teorie pani sekretarz poszły się rąbać. Wobec czego podjęte zostaną czynności zmierzające do ukrócenia tej samowoli i niekompetencji. Albowiem sprawa zaczyna być z tych śmierdzących, a my nie zgadzamy się na enklawę bezprawia w naszej gminie.

Pani sekretarz polecamy lekturę:
 
a w szczególności fragment:
 
"Zgodnie z art. 11b ust. 1 u.s.g. działalność organów gminy jest jawna, zaś ograniczenia jawności mogą wynikać wyłącznie z ustaw. Ustawodawca wskazał, że jawność działania organów gminy obejmuje w szczególności prawo obywateli do uzyskiwania informacji, wstępu na sesje rady gminy i posiedzenia jej komisji, a także dostępu do dokumentów wynikających z wykonywania zadań publicznych, w tym protokołów posiedzeń organów gminy i komisji rady gminy (art. 11b ust. 2 u.s.g.). "
W razie potrzeby deklarujemy pomoc w zrozumieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.