wtorek, 27 czerwca 2017

SP ZOZ – ZPO – show

To była ustawka, jedna z wielu, z jakimi mieliśmy już w tej gminie do czynienia. Ustawka prymitywna, bo czytelna. Chyba tylko ten, kto nie chciał, nie połapał się, że widowisko było starannie wyreżyserowane. W każdym calu i w każdej kwestii.


Zaplanowano kolejno: o godz. 12:00 posiedzenie Rady Społecznej SP ZOZ, a zaraz potem, bo o godz. 13:00, posiedzenie komisji łączonych przedborskiej RM. Jedno i drugie rozpoczęło się z poślizgiem w czasie, ale moim zdaniem to też było celowe. Przedmiotem obrad miało być omówienie spraw finansowych i sytuacji Zakładu. Na sali oprócz „obradujących” pojawili się również ( niektórzy) pracownicy, z panią dyrektor i panią księgową włącznie. Posiedzenie RS otworzył i prowadził burmistrz, jak zwykle niezbyt grzecznie, o czym za chwilę. Natychmiast stało się widoczne o co w tym wszystkim chodzi.

To, co poniżej( każde zdanie!!!), prócz opisanych też FAKTÓW, jest moją subiektywną opinią . Dla zasady więc i na wszelki wypadek przypominam, że opinie burmistrza, dyrektor Zakładu i radnych z prawidłowej strony stołu są dokładnie tak samo subiektywne jak moje. Tyle, że diametralnie różnią się treścią. Ad rem.


Postaram się najpierw w największym skrócie i możliwie najprostszym językiem wyjaśnić Czytelnikom jak wygląda sytuacja. Jak już wiadomo, ZPO nie uzyskał kontraktu w NFZ na dalsze funkcjonowanie. Korzyści z tego nie ma żadnych, za to strat, co niemiara. Począwszy od pacjentów, a skończywszy na osobach, które tracą pracę. Czasem jedyne źródło utrzymania. Jest sprawą bezsporną, że przyczyną utraty kontraktu jest beznadziejna oferta złożona przez SP ZOZ. A właściwie, co będziemy owijać we flanelę: przez panią dyrektor, bo to ona jest odpowiedzialna za jej przygotowanie. Z wcześniejszych moich relacji już Państwo wiecie, jak się to odbywało, kto w tym uczestniczył i że nie szukano pomocy tam gdzie było można. Ani z oferowanej pomocy nie skorzystano. Dziwne? Dla mnie nie.


Dla porządku przypominam, że za całokształt odpowiada burmistrz. Słyszałam dzisiaj te dyrdymałki, że on odpowiada tylko za dyrektora, a za całą resztę dyrektor, ale czy on się kiedy do czegoś przyznał? Dodam jeszcze, że mało mnie interesuje, co myślał burmistrz w czasie, gdy ofertę przygotowywano, jego obowiązkiem było sprawę dopilnować i tyle. Więc teraz te jego gadki tylko mnie rozśmieszają, choć temat jest smutny i raczej należałby płakać nad losem ludzi i sposobem zarządzania Zakładem.


Teraz, gdy już klamka zapadła i ZPO dokonuje żywota ( 30 czerwca), okazało się, że niektórzy jednak się bardzo martwią i troszczą. Zazwyczaj lepiej późno niż wcale, ale w tym konkretnym przypadku jest po prostu ZA PÓŹNO . Nic nie sugeruję, ale zdziwiłam się widząc pełny skład RM podczas obrad komisji. Jakoś niektórych ( nie będę palcem pokazywać) brakowało na poprzednim posiedzeniu, kiedy to, omawiane były kłopotliwe tematy powstania klubu radnych, statutu gminy czy odwołania radnej Olejnik z funkcji przewodniczącej KSO. Jak nie wiadomo co zrobić i jak się zachować, najłatwiej nie przyjść. I tylko śmieszy, że w takich sytuacjach zawsze te same osoby „nie mogą” być obecne. Dziś się stawiły razem z pozostałymi, bo ważne było zrobić tak, jak miało być zrobione. To że nie całkiem wyszło, to już osobny temat. Wracam.



Tak więc dziś chodziło głównie o to, aby łapkami członków RS, a potem łapkami radnych po właściwej stronie stołu przyklepać likwidację ZPO. Żeby nie było, że taką decyzję podjął burmistrz. Przykryło się to wszystko flanelową kołderką pod nazwą: „Omówienie raportu o sytuacji ekonomiczno – finansowej SP ZOZ -u za rok 2016”. Przytomna jak zwykle radna Alicja Ocimek, stwierdziła, że omawianie roku ubiegłego miało już miejsce wcześniej ( sprawozdanie z działalności Zakładu i budżet gminy), tak więc proponuje zająć się tym co istotne. Natychmiast pani dyrektor wyjaśniła, że właśnie o to chodzi, a rok poprzedni ma być tylko bazą do dyskusji. Poprawkę teoretycznie wprowadzono, ale burmistrz stanowczo upierał się przy tym co zostało zaplanowane, zwracając uwagę ( kilka razy), że to on obrady prowadzi i dba o zachowanie porządku obrad. Na ratunek pospieszyła też pani skarbnik gminy, przedstawiając - jak się wyraziła- dane historyczne. Czyli opowiadając o tym, jak to ZPO w latach poprzednich generował straty. Burmistrz parł dziarsko w kierunku głosowania, ale nie było to łatwe w obecności radnych opozycyjnych i pielęgniarek.



Tak więc pani dyrektor ( SP ZOZ), oraz burmistrz z pomocą pani skarbnik gminy, optowali za podjęciem konkretnej decyzji . Nie wprost, ale w sposób zakamuflowany, sugerowano likwidację ZPO. Tak jakby: zdecydujcie, ale lepiej będzie tak jak chce burmistrz. Podczas obrad RS – przy poparciu radnego Dziuby i przedstawiciela Wojewody w RS, a wobec oporu ( czyt. Zdrowego rozsądku) radnej Ocimek i radnego Koskiego, oraz pań pielęgniarek z ZPO. Muszę w tym miejscu wtrącić, że ogromna wiedza, opanowanie ( w trudnych warunkach jakie się w ratuszu narzuca) i prawda jaką serwowała (mimo przeszkód) jedna z pielęgniarek, robi ogromne wrażenie. Pani M. Janowska, bo o niej mowa, to osoba konkretna i zorientowana. Niestety, burmistrz nie potrafi nawet wysłuchać, gdy ktoś ma inne zdanie albo wali prawdą po oczach. Przeszkadza i przerywa, kontrargumentuje, pokpiwa i … zapodaje swoje – wkoło to samo.



Argumenty były takie: jeśli się ZPO całkiem uśmierci, to SP ZOZ weźmie kredyt i spłaci wszelkie zobowiązania bieżące wynikające z wypowiedzeń, odpraw i wypłaty jubileuszy, oraz obowiązkowych wydatków jak komputeryzacja, poprawa standardu usług, ect. Nie wspomniano ani słowa o tym, że w takim przypadku piętro budynku będzie do wykorzystania już od 1 lipca. Natomiast jeśli utrzyma się przez jakiś czas kilka łóżek w ZPO, to Zakład popadnie w kłopoty finansowe, co grozi w przyszłości jego unicestwieniem w całości. Piszę na skróty oczywiście i w dużym uproszczeniu. Znam zwroty typu „płynność finansowa” albo „obciążenie zakładu kosztami”, ale chodzi o sens.



To samo działo się podczas posiedzenia komisji łączonych, tyle, że przy większości po „właściwej stronie”. RS trzema głosami ( radny Dziuba, J. Osicki i burmistrz M. Naczyński – bo by jednego głosu zabrakło) przyklepali opcję zamknięcia ostatecznego ZPO. Się chciało głosami innych, a i tak wyszło, że się rękę dołożyło. Radna Ocimek i radny Koski wstrzymali się. Inaczej było z komisjami – tu niektórzy wykazali się troską i rozwagą, ale czytelne było, że nie zawsze szczerą. Jednak kto dba o swój wizerunek, ten stwarza pozory, ot co! Burmistrz zwyczajowo wygłaszał elaboraty, przekonując do tego na czym mu zależało, ale też pozory jakieś stwarzał. Opowiadał na przykład ( i powtarzał kilka razy) że był w ministerstwie ( zdrowia) i rozmawiał z dwoma wiceministrami ( wow!) i jest nadzieja, że rozpiszą dodatkowy konkurs w drugim półroczu i że w tym tygodniu może nawet być odpowiedź. Jak kto chciał, to uwierzył w te banialuki. Ale cośmy się nasłuchali, to nasze. Głosowania w sprawie ZPO komisje chyba nie podjęły. Piszę „chyba”, bo wyszłam wcześniej. Nie wytrzymałam, gdy burmistrz po raz siedemnasty zapodawał swoje „argumenty”. Jak trawią to inni – nie rozumiem.


Wcześniej był oczywiście pewien incydent, bo jak jest radny Dziuba, to siara musi być. Podczas jednego i drugiego spotkania siedziałam do niego odwrócona bokiem, aby – co mu się często zdarza – nie poczuł się znowu obrażony albo sprowokowany. Tak więc nie obserwowałam jego mimiki, od której mi się już niedobrze robi i nie zwracałam na niego uwagi. Ale jak zaczął przemawiać dorwawszy się wprzódy do głosu i zapodawał farmazony takie, że boki zrywać, prawdopodobnie bezwiednie się uśmiechnęłam. Co jeszcze w tym kraju , a nawet w tej popieprzonej gminie zabronione nie jest. I tu nastąpił zwyczajowy atak w moją stronę, radny palnął mi uwagę, wymieniając mnie z imienia i nazwiska. Słyszeli wszyscy: oddalona sporo publika, radni z niewłaściwej strony stołu, niektórzy z naprzeciwka też. Nie usłyszał tylko radny Mąkosa prowadzący to pożal się Boże widowisko i siedzący tuż obok i zwrócił mi uwagę na niestosowne zachowanie ( moje! ). Bo faktycznie zareagowałam, najpierw stwierdzając, że śmieję się wtedy gdy jest śmiesznie, a potem prosząc go jako sterującego obradami o właściwą reakcję. Czyli panowanie nad dennymi zaczepkami radnego Dziuby. Radny Mąkosa miał jednak widocznie inne wytyczne i dalej uważał, że incydent jest moją winą. Co z kolei podsumowałam, że radny słyszy tylko to co mu słyszeć wolno i że to dla mnie nic nowego. Bo tak uważam, zwłaszcza, że nie jeden raz miałam okazję obserwować postępowanie radnego Mąkosy.



Mniejsza z tym, „dla mnie” ( jak mawia burmistrz) dziewięciu radnych prezentuje jednakowy poziom myślenia i kultury . Nie mam zamiaru zmieniać tej opinii, bo nie ma powodów ani podstaw. Radny Mąkosa w tej dziewiątce też jest. Tyle na ten temat.



W obradach RS i częściowo komisji brała udział radna Świerczyńska, fachowiec w temacie i osoba życzliwa sprawie, ale gdy musiała wyjść, burmistrz kilka razy pod jej nieobecność usiłował podważyć to co mówiła. Jak również podważał wypowiedzi innych osób: radnej Ocimek, radnej Olejnik, radnego Koskiego – bo były one nie po jego myśli. Drwinki burmistrza z osób niewygodnych i myślących samodzielnie stały się już na sali obrad tradycją i na to prowadzący obrady nigdy nie reagują. Szkolenie przynosi efekty, albo są jakieś inne „argumenty”, ale fakt jest faktem. Oto np. radny Dziuba pokrzykuje do radnego Koskiego: „gdzie pan ma uszy” i radny Mąkosa oczywiście „nie słyszy” i nie reaguje. Inny hicior radnego Dziuby: ( do pielęgniarek) „państwo jesteście specjalistami w służbie zdrowia, ja jestem specjalista w oświacie.” Udało mi się i to przeżyć, choć łatwo nie było. Poza tego typu wypowiedziami, radny Dziuba powtarzał po innych to, co zostało już wcześniej powiedziane. Od siebie – nic.


Wspominana wcześniej pani M. Janowska stwierdziła, że z powodu skopanej oferty ( wyrażała się elegancko, ja jadę na skróty) ukarane zostały osoby najmniej winne, a te winne otrzymały wręcz nagrodę. Pani dyrektor natychmiast zaprzeczyła. Żałosne, bo normalnie myślący załapali o jaką nagrodę chodziło, a kto – mówiąc kolokwialnie – po d*** oberwał.

Powtórzę: rozpatrywane były dwie alternatywy:

- utrzymanie okrojonego ZPO i staczanie się Zakładu po równi pochyłej w niebyt;

- likwidacja ZPO i dalsze funkcjonowanie ZOZu;

Owszem, pytano o inne możliwości, ale wszelkie propozycje były zbijane natychmiast i stanowczo. Przez burmistrza, który każdą taką wypowiedź przerywał, najpierw kręcąc przecząco głową, a potem zapodając elaborat z cyklu: powtórzę raz jeszcze co już mówiłem wiele razy. I taka to byłą dyskusja nad możliwie najlepszym rozwiązaniem problemu. Mówiono też o rzeczach niepojętych, np. jak to w teczce znalazł się dyplom licencjacki wraz z dokumentem potwierdzającym ukończenie kursu, a potem się okazało, że ten drugi papier wyparował albo wyfrunął, diabli wiedzą, w każdym razie – zniknął w tajemniczych okolicznościach. Bo przypominam: winę na początku zwalało się na personel, dopiero gdy personel zaczął wyjaśniać i prostować, to się skręciło w animozje i konflikty. Po imieniu kto zawalił, jakoś nie przechodzi przez usta niektórym. Choć jest już projekt zmiany na stanowisku szefa i nawet z Rady wytypowano przedstawiciela do komisji konkursowej. Oczywiście jest to „specjalista od oświaty”, czyli radny Dziuba, wytypowany głosami: burmistrza, J. Osickiego i własnym – radnego Dziuby. Bo jakby sam na siebie nie głosował, to by znowu jednego głosu zabrakło.

Jak wspomniałam wcześniej, siedemnasty raz słuchać tego samego z ust burmistrza mi się już nie chciało, więc opuściłam nędzny teatrzyk. Radny Dziuba wyszedł za mną, ale udało mi się opuścić budynek UM bezkolizyjnie. Magiczne słowa „Senior – Wigor” nie padły, ale dla mnie jest od początku oczywiste, w jakim kierunku to wszystko zmierza i dlaczego się dzieje to co się dzieje. Prywatnie jestem przekonana, że pewne działania były zamierzone i celowe, a myśleć to ja sobie jeszcze mogę co chcę. Nawet w gminie Przedbórz i zwłaszcza jak widzę i słyszę, jak tam komu jest przykro z powodu tego co się wydarzyło i jak się realizuje to, co przewidziałam dawno temu.



Co było dalej, proszę uzupełnić - zwracam się do tych, którzy wytrzymali do końca.


Zabawię się jeszcze na koniec w jasnowidza. Jutro jest sesja absolutoryjna. Omawiany tu temat również będzie poruszany. Już podczas "obrad" komisji "dobry gospodarz" gminy zapewniał, że w przypadku likwidacji ZPO pomieszczenia na górze "nie będą świecić pustkami". Przewiduję następujący scenariusz.

Będzie głosowana ostateczna decyzja radnych ( bo przecież nie burmistrza) w sprawie ZPO. Gdyby przypadkiem po prawidłowej stronie stołu nie było wszystkich, ci, którzy tam usiądą, zagłosują za zamknięciem ZPO i nie podejmowaniem ryzyka finansowego wynikającego ze "starań" burmistrza i "troski dyrekcji". Jeśli natomiast będą wszyscy radni z obozu włodarza gminy, radny Mąkosa albo wstrzyma się od głosu, albo zagłosuje przeciw. Żeby ładnie wyglądało. Żeby było widać, że on też jest faktem upadku szpitalika zdruzgotany.

I dalej: od pierwszego lipca zaczną wpływać oferty. Konkretnie wpłynie jedna, bo raczej nikt inny się nie odważy. Przypominam: na górę jest osobne wejście, winda dla niepełnosprawnych, pomieszczenia są wydzielone, a nawet odnowione, sprzęt rehabilitacyjny na miejscu, tudzież inne atuty również.

Wkrótce jedynie słuszne stowarzyszenie w tej gminie ... ect, ect, ect ...

Takie mam zdanie. Obym się pomyliła tym razem, czego sobie i Państwu wszystkim życzę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.