To
była ustawka, jedna z wielu, z jakimi mieliśmy już w tej gminie do
czynienia. Ustawka prymitywna, bo czytelna. Chyba tylko ten, kto nie
chciał, nie połapał się, że widowisko było starannie wyreżyserowane. W
każdym calu i w każdej kwestii.
Zaplanowano
kolejno: o godz. 12:00 posiedzenie Rady Społecznej SP ZOZ, a zaraz
potem, bo o godz. 13:00, posiedzenie komisji łączonych przedborskiej RM.
Jedno i drugie rozpoczęło się z poślizgiem w czasie, ale moim zdaniem
to też było celowe. Przedmiotem obrad miało być omówienie spraw
finansowych i sytuacji Zakładu. Na sali oprócz „obradujących” pojawili
się również ( niektórzy) pracownicy, z panią dyrektor i panią księgową
włącznie. Posiedzenie RS otworzył i prowadził burmistrz, jak zwykle
niezbyt grzecznie, o czym za chwilę. Natychmiast stało się widoczne o co
w tym wszystkim chodzi.
To,
co poniżej( każde zdanie!!!), prócz opisanych też FAKTÓW, jest moją
subiektywną opinią . Dla zasady więc i na wszelki wypadek przypominam,
że opinie burmistrza, dyrektor Zakładu i radnych z prawidłowej strony
stołu są dokładnie tak samo subiektywne jak moje. Tyle, że diametralnie
różnią się treścią. Ad rem.
Postaram
się najpierw w największym skrócie i możliwie najprostszym językiem
wyjaśnić Czytelnikom jak wygląda sytuacja. Jak już wiadomo, ZPO nie
uzyskał kontraktu w NFZ na dalsze funkcjonowanie. Korzyści z tego nie ma
żadnych, za to strat, co niemiara. Począwszy od pacjentów, a
skończywszy na osobach, które tracą pracę. Czasem jedyne źródło
utrzymania. Jest sprawą bezsporną, że przyczyną utraty kontraktu jest
beznadziejna oferta złożona przez SP ZOZ. A właściwie, co będziemy
owijać we flanelę: przez panią dyrektor, bo to ona jest odpowiedzialna
za jej przygotowanie. Z wcześniejszych moich relacji już Państwo wiecie,
jak się to odbywało, kto w tym uczestniczył i że nie szukano pomocy tam
gdzie było można. Ani z oferowanej pomocy nie skorzystano. Dziwne? Dla
mnie nie.
Dla
porządku przypominam, że za całokształt odpowiada burmistrz. Słyszałam
dzisiaj te dyrdymałki, że on odpowiada tylko za dyrektora, a za całą
resztę dyrektor, ale czy on się kiedy do czegoś przyznał? Dodam jeszcze,
że mało mnie interesuje, co myślał burmistrz w czasie, gdy ofertę
przygotowywano, jego obowiązkiem było sprawę dopilnować i tyle. Więc
teraz te jego gadki tylko mnie rozśmieszają, choć temat jest smutny i
raczej należałby płakać nad losem ludzi i sposobem zarządzania Zakładem.
Teraz,
gdy już klamka zapadła i ZPO dokonuje żywota ( 30 czerwca), okazało
się, że niektórzy jednak się bardzo martwią i troszczą. Zazwyczaj lepiej
późno niż wcale, ale w tym konkretnym przypadku jest po prostu ZA PÓŹNO
. Nic nie sugeruję, ale zdziwiłam się widząc pełny skład RM podczas
obrad komisji. Jakoś niektórych ( nie będę palcem pokazywać) brakowało
na poprzednim posiedzeniu, kiedy to, omawiane były kłopotliwe tematy
powstania klubu radnych, statutu gminy czy odwołania radnej Olejnik z
funkcji przewodniczącej KSO. Jak nie wiadomo co zrobić i jak się
zachować, najłatwiej nie przyjść. I tylko śmieszy, że w takich
sytuacjach zawsze te same osoby „nie mogą” być obecne. Dziś się stawiły
razem z pozostałymi, bo ważne było zrobić tak, jak miało być zrobione.
To że nie całkiem wyszło, to już osobny temat. Wracam.
Tak
więc dziś chodziło głównie o to, aby łapkami członków RS, a potem
łapkami radnych po właściwej stronie stołu przyklepać likwidację ZPO.
Żeby nie było, że taką decyzję podjął burmistrz. Przykryło się to
wszystko flanelową kołderką pod nazwą: „Omówienie raportu o sytuacji
ekonomiczno – finansowej SP ZOZ -u za rok 2016”. Przytomna jak zwykle
radna Alicja Ocimek, stwierdziła, że omawianie roku ubiegłego miało już
miejsce wcześniej ( sprawozdanie z działalności Zakładu i budżet gminy),
tak więc proponuje zająć się tym co istotne. Natychmiast pani dyrektor
wyjaśniła, że właśnie o to chodzi, a rok poprzedni ma być tylko bazą do
dyskusji. Poprawkę teoretycznie wprowadzono, ale burmistrz stanowczo
upierał się przy tym co zostało zaplanowane, zwracając uwagę ( kilka
razy), że to on obrady prowadzi i dba o zachowanie porządku obrad. Na
ratunek pospieszyła też pani skarbnik gminy, przedstawiając - jak się
wyraziła- dane historyczne. Czyli opowiadając o tym, jak to ZPO w latach
poprzednich generował straty. Burmistrz parł dziarsko w kierunku
głosowania, ale nie było to łatwe w obecności radnych opozycyjnych i
pielęgniarek.
Tak
więc pani dyrektor ( SP ZOZ), oraz burmistrz z pomocą pani skarbnik
gminy, optowali za podjęciem konkretnej decyzji . Nie wprost, ale w
sposób zakamuflowany, sugerowano likwidację ZPO. Tak jakby: zdecydujcie,
ale lepiej będzie tak jak chce burmistrz. Podczas obrad RS – przy
poparciu radnego Dziuby i przedstawiciela Wojewody w RS, a wobec oporu (
czyt. Zdrowego rozsądku) radnej Ocimek i radnego Koskiego, oraz pań
pielęgniarek z ZPO. Muszę w tym miejscu wtrącić, że ogromna wiedza,
opanowanie ( w trudnych warunkach jakie się w ratuszu narzuca) i prawda
jaką serwowała (mimo przeszkód) jedna z pielęgniarek, robi ogromne
wrażenie. Pani M. Janowska, bo o niej mowa, to osoba konkretna i
zorientowana. Niestety, burmistrz nie potrafi nawet wysłuchać, gdy ktoś
ma inne zdanie albo wali prawdą po oczach. Przeszkadza i przerywa,
kontrargumentuje, pokpiwa i … zapodaje swoje – wkoło to samo.
Argumenty
były takie: jeśli się ZPO całkiem uśmierci, to SP ZOZ weźmie kredyt i
spłaci wszelkie zobowiązania bieżące wynikające z wypowiedzeń, odpraw i
wypłaty jubileuszy, oraz obowiązkowych wydatków jak komputeryzacja,
poprawa standardu usług, ect. Nie wspomniano ani słowa o tym, że w takim
przypadku piętro budynku będzie do wykorzystania już od 1 lipca.
Natomiast jeśli utrzyma się przez jakiś czas kilka łóżek w ZPO, to
Zakład popadnie w kłopoty finansowe, co grozi w przyszłości jego
unicestwieniem w całości. Piszę na skróty oczywiście i w dużym
uproszczeniu. Znam zwroty typu „płynność finansowa” albo „obciążenie
zakładu kosztami”, ale chodzi o sens.
To
samo działo się podczas posiedzenia komisji łączonych, tyle, że przy
większości po „właściwej stronie”. RS trzema głosami ( radny Dziuba, J.
Osicki i burmistrz M. Naczyński – bo by jednego głosu zabrakło)
przyklepali opcję zamknięcia ostatecznego ZPO. Się chciało głosami
innych, a i tak wyszło, że się rękę dołożyło. Radna Ocimek i radny Koski wstrzymali się. Inaczej było z komisjami – tu niektórzy wykazali się
troską i rozwagą, ale czytelne było, że nie zawsze szczerą. Jednak kto
dba o swój wizerunek, ten stwarza pozory, ot co! Burmistrz zwyczajowo
wygłaszał elaboraty, przekonując do tego na czym mu zależało, ale też
pozory jakieś stwarzał. Opowiadał na przykład ( i powtarzał kilka razy)
że był w ministerstwie ( zdrowia) i rozmawiał z dwoma wiceministrami (
wow!) i jest nadzieja, że rozpiszą dodatkowy konkurs w drugim półroczu i
że w tym tygodniu może nawet być odpowiedź. Jak kto chciał, to uwierzył
w te banialuki. Ale cośmy się nasłuchali, to nasze. Głosowania w
sprawie ZPO komisje chyba nie podjęły. Piszę „chyba”, bo wyszłam
wcześniej. Nie wytrzymałam, gdy burmistrz po raz siedemnasty zapodawał
swoje „argumenty”. Jak trawią to inni – nie rozumiem.
Wcześniej
był oczywiście pewien incydent, bo jak jest radny Dziuba, to siara musi
być. Podczas jednego i drugiego spotkania siedziałam do niego odwrócona
bokiem, aby – co mu się często zdarza – nie poczuł się znowu obrażony
albo sprowokowany. Tak więc nie obserwowałam jego mimiki, od której mi
się już niedobrze robi i nie zwracałam na niego uwagi. Ale jak zaczął
przemawiać dorwawszy się wprzódy do głosu i zapodawał farmazony takie,
że boki zrywać, prawdopodobnie bezwiednie się uśmiechnęłam. Co jeszcze w
tym kraju , a nawet w tej popieprzonej gminie zabronione nie jest. I tu
nastąpił zwyczajowy atak w moją stronę, radny palnął mi uwagę,
wymieniając mnie z imienia i nazwiska. Słyszeli wszyscy: oddalona sporo
publika, radni z niewłaściwej strony stołu, niektórzy z naprzeciwka też.
Nie usłyszał tylko radny Mąkosa prowadzący to pożal się Boże widowisko i
siedzący tuż obok i zwrócił mi uwagę na niestosowne zachowanie ( moje!
). Bo faktycznie zareagowałam, najpierw stwierdzając, że śmieję się
wtedy gdy jest śmiesznie, a potem prosząc go jako sterującego obradami o
właściwą reakcję. Czyli panowanie nad dennymi zaczepkami radnego
Dziuby. Radny Mąkosa miał jednak widocznie inne wytyczne i dalej uważał,
że incydent jest moją winą. Co z kolei podsumowałam, że radny słyszy
tylko to co mu słyszeć wolno i że to dla mnie nic nowego. Bo tak uważam,
zwłaszcza, że nie jeden raz miałam okazję obserwować postępowanie
radnego Mąkosy.
Mniejsza
z tym, „dla mnie” ( jak mawia burmistrz) dziewięciu radnych prezentuje
jednakowy poziom myślenia i kultury . Nie mam zamiaru zmieniać tej
opinii, bo nie ma powodów ani podstaw. Radny Mąkosa w tej dziewiątce też
jest. Tyle na ten temat.
W
obradach RS i częściowo komisji brała udział radna Świerczyńska,
fachowiec w temacie i osoba życzliwa sprawie, ale gdy musiała wyjść,
burmistrz kilka razy pod jej nieobecność usiłował podważyć to co mówiła.
Jak również podważał wypowiedzi innych osób: radnej Ocimek, radnej
Olejnik, radnego Koskiego – bo były one nie po jego myśli. Drwinki
burmistrza z osób niewygodnych i myślących samodzielnie stały się już na
sali obrad tradycją i na to prowadzący obrady nigdy nie reagują.
Szkolenie przynosi efekty, albo są jakieś inne „argumenty”, ale fakt
jest faktem. Oto np. radny Dziuba pokrzykuje do radnego Koskiego: „gdzie
pan ma uszy” i radny Mąkosa oczywiście „nie słyszy” i nie reaguje. Inny
hicior radnego Dziuby: ( do pielęgniarek) „państwo jesteście
specjalistami w służbie zdrowia, ja jestem specjalista w oświacie.”
Udało mi się i to przeżyć, choć łatwo nie było. Poza tego typu
wypowiedziami, radny Dziuba powtarzał po innych to, co zostało już
wcześniej powiedziane. Od siebie – nic.
Wspominana
wcześniej pani M. Janowska stwierdziła, że z powodu skopanej oferty (
wyrażała się elegancko, ja jadę na skróty) ukarane zostały osoby
najmniej winne, a te winne otrzymały wręcz nagrodę. Pani dyrektor
natychmiast zaprzeczyła. Żałosne, bo normalnie myślący załapali o jaką
nagrodę chodziło, a kto – mówiąc kolokwialnie – po d*** oberwał.
Powtórzę: rozpatrywane były dwie alternatywy:
- utrzymanie okrojonego ZPO i staczanie się Zakładu po równi pochyłej w niebyt;
- likwidacja ZPO i dalsze funkcjonowanie ZOZu;
Owszem, pytano o inne możliwości, ale wszelkie propozycje były zbijane natychmiast i stanowczo. Przez burmistrza, który każdą taką wypowiedź przerywał, najpierw kręcąc przecząco głową, a potem zapodając elaborat z cyklu: powtórzę raz jeszcze co już mówiłem wiele razy. I taka to byłą dyskusja nad możliwie najlepszym rozwiązaniem problemu. Mówiono też o rzeczach niepojętych, np. jak to w teczce znalazł się dyplom licencjacki wraz z dokumentem potwierdzającym ukończenie kursu, a potem się okazało, że ten drugi papier wyparował albo wyfrunął, diabli wiedzą, w każdym razie – zniknął w tajemniczych okolicznościach. Bo przypominam: winę na początku zwalało się na personel, dopiero gdy personel zaczął wyjaśniać i prostować, to się skręciło w animozje i konflikty. Po imieniu kto zawalił, jakoś nie przechodzi przez usta niektórym. Choć jest już projekt zmiany na stanowisku szefa i nawet z Rady wytypowano przedstawiciela do komisji konkursowej. Oczywiście jest to „specjalista od oświaty”, czyli radny Dziuba, wytypowany głosami: burmistrza, J. Osickiego i własnym – radnego Dziuby. Bo jakby sam na siebie nie głosował, to by znowu jednego głosu zabrakło.
Jak wspomniałam wcześniej, siedemnasty raz słuchać tego samego z ust burmistrza mi się już nie chciało, więc opuściłam nędzny teatrzyk. Radny Dziuba wyszedł za mną, ale udało mi się opuścić budynek UM bezkolizyjnie. Magiczne słowa „Senior – Wigor” nie padły, ale dla mnie jest od początku oczywiste, w jakim kierunku to wszystko zmierza i dlaczego się dzieje to co się dzieje. Prywatnie jestem przekonana, że pewne działania były zamierzone i celowe, a myśleć to ja sobie jeszcze mogę co chcę. Nawet w gminie Przedbórz i zwłaszcza jak widzę i słyszę, jak tam komu jest przykro z powodu tego co się wydarzyło i jak się realizuje to, co przewidziałam dawno temu.
Co było dalej, proszę uzupełnić - zwracam się do tych, którzy wytrzymali do końca.
Zabawię się jeszcze na koniec w jasnowidza. Jutro jest sesja absolutoryjna. Omawiany tu temat również będzie poruszany. Już podczas "obrad" komisji "dobry gospodarz" gminy zapewniał, że w przypadku likwidacji ZPO pomieszczenia na górze "nie będą świecić pustkami". Przewiduję następujący scenariusz.
Będzie głosowana ostateczna decyzja radnych ( bo przecież nie burmistrza) w sprawie ZPO. Gdyby przypadkiem po prawidłowej stronie stołu nie było wszystkich, ci, którzy tam usiądą, zagłosują za zamknięciem ZPO i nie podejmowaniem ryzyka finansowego wynikającego ze "starań" burmistrza i "troski dyrekcji". Jeśli natomiast będą wszyscy radni z obozu włodarza gminy, radny Mąkosa albo wstrzyma się od głosu, albo zagłosuje przeciw. Żeby ładnie wyglądało. Żeby było widać, że on też jest faktem upadku szpitalika zdruzgotany.
I dalej: od pierwszego lipca zaczną wpływać oferty. Konkretnie wpłynie jedna, bo raczej nikt inny się nie odważy. Przypominam: na górę jest osobne wejście, winda dla niepełnosprawnych, pomieszczenia są wydzielone, a nawet odnowione, sprzęt rehabilitacyjny na miejscu, tudzież inne atuty również.
Wkrótce jedynie słuszne stowarzyszenie w tej gminie ... ect, ect, ect ...
Takie mam zdanie. Obym się pomyliła tym razem, czego sobie i Państwu wszystkim życzę.
Powtórzę: rozpatrywane były dwie alternatywy:
- utrzymanie okrojonego ZPO i staczanie się Zakładu po równi pochyłej w niebyt;
- likwidacja ZPO i dalsze funkcjonowanie ZOZu;
Owszem, pytano o inne możliwości, ale wszelkie propozycje były zbijane natychmiast i stanowczo. Przez burmistrza, który każdą taką wypowiedź przerywał, najpierw kręcąc przecząco głową, a potem zapodając elaborat z cyklu: powtórzę raz jeszcze co już mówiłem wiele razy. I taka to byłą dyskusja nad możliwie najlepszym rozwiązaniem problemu. Mówiono też o rzeczach niepojętych, np. jak to w teczce znalazł się dyplom licencjacki wraz z dokumentem potwierdzającym ukończenie kursu, a potem się okazało, że ten drugi papier wyparował albo wyfrunął, diabli wiedzą, w każdym razie – zniknął w tajemniczych okolicznościach. Bo przypominam: winę na początku zwalało się na personel, dopiero gdy personel zaczął wyjaśniać i prostować, to się skręciło w animozje i konflikty. Po imieniu kto zawalił, jakoś nie przechodzi przez usta niektórym. Choć jest już projekt zmiany na stanowisku szefa i nawet z Rady wytypowano przedstawiciela do komisji konkursowej. Oczywiście jest to „specjalista od oświaty”, czyli radny Dziuba, wytypowany głosami: burmistrza, J. Osickiego i własnym – radnego Dziuby. Bo jakby sam na siebie nie głosował, to by znowu jednego głosu zabrakło.
Jak wspomniałam wcześniej, siedemnasty raz słuchać tego samego z ust burmistrza mi się już nie chciało, więc opuściłam nędzny teatrzyk. Radny Dziuba wyszedł za mną, ale udało mi się opuścić budynek UM bezkolizyjnie. Magiczne słowa „Senior – Wigor” nie padły, ale dla mnie jest od początku oczywiste, w jakim kierunku to wszystko zmierza i dlaczego się dzieje to co się dzieje. Prywatnie jestem przekonana, że pewne działania były zamierzone i celowe, a myśleć to ja sobie jeszcze mogę co chcę. Nawet w gminie Przedbórz i zwłaszcza jak widzę i słyszę, jak tam komu jest przykro z powodu tego co się wydarzyło i jak się realizuje to, co przewidziałam dawno temu.
Co było dalej, proszę uzupełnić - zwracam się do tych, którzy wytrzymali do końca.
Zabawię się jeszcze na koniec w jasnowidza. Jutro jest sesja absolutoryjna. Omawiany tu temat również będzie poruszany. Już podczas "obrad" komisji "dobry gospodarz" gminy zapewniał, że w przypadku likwidacji ZPO pomieszczenia na górze "nie będą świecić pustkami". Przewiduję następujący scenariusz.
Będzie głosowana ostateczna decyzja radnych ( bo przecież nie burmistrza) w sprawie ZPO. Gdyby przypadkiem po prawidłowej stronie stołu nie było wszystkich, ci, którzy tam usiądą, zagłosują za zamknięciem ZPO i nie podejmowaniem ryzyka finansowego wynikającego ze "starań" burmistrza i "troski dyrekcji". Jeśli natomiast będą wszyscy radni z obozu włodarza gminy, radny Mąkosa albo wstrzyma się od głosu, albo zagłosuje przeciw. Żeby ładnie wyglądało. Żeby było widać, że on też jest faktem upadku szpitalika zdruzgotany.
I dalej: od pierwszego lipca zaczną wpływać oferty. Konkretnie wpłynie jedna, bo raczej nikt inny się nie odważy. Przypominam: na górę jest osobne wejście, winda dla niepełnosprawnych, pomieszczenia są wydzielone, a nawet odnowione, sprzęt rehabilitacyjny na miejscu, tudzież inne atuty również.
Wkrótce jedynie słuszne stowarzyszenie w tej gminie ... ect, ect, ect ...
Takie mam zdanie. Obym się pomyliła tym razem, czego sobie i Państwu wszystkim życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.