piątek, 24 marca 2017

Komisyjna draka w Urzędzie!

Nie da się zrelacjonować tego co się dzisiaj działo w sali konferencyjnej przedborskiego ratusza chronologicznie. Nie da się, ponieważ z posiedzenia radnych zrobił się regularny magiel.


Z tego powodu, zamiast zwyczajowej relacji, pozwalam sobie na luźne ( osobiste) uwagi związane z dzisiejszym wydarzeniem. Wydarzeniem, w którym brałam udział, jako wolny i niezależny obserwator.
 
A miało to być posiedzenie Komisji Obywatelskiej. Zwołała je przewodnicząca, a prowadził głównie burmistrz. Spóźnił się jak zwykle, wszedł, przywitał się z wybranymi osobami, po czym wyszedł. Rozmawiając przez telefon. Po chwili wrócił i odebrał kolejny telefon. Nie doczekamy się pewnie, aby burmistrz nauczył się wyciszać swój aparat w pewnych sytuacjach.




Przedmiotem obrad miało być kilka punktów: wysłuchanie sprawozdania z działalności Straży Miejskiej, omówienie regulaminu dotyczącego nadawania tytułu Honorowego Obywatela Miasta Przedborza, omówienie celowości dotacji jakie Gmina ładuje w jedynie słuszne stowarzyszenie, oraz odpowiedź na wniosek mieszkańca gminy w sprawie kanalizacji.




Wszystkie te punkty obrad burmistrz prawdopodobnie uznał za bezsensowne, czemu dał wyraz ( wiele razy) podczas swoich wypowiedzi. Mantra była nudna, ale głośna i jak zwykle powtarzana jak zdarta płyta.

Sprawozdania SM nie było. Jak stwierdził komendant tej formacji ( obecny na sali ze swoim jedynym podwładnym), czas jaki miał na przygotowanie sprawozdania był zbyt krótki. Radna Ocimek przypomniała, że jakieś sprawozdanie zapewne jest, choćby przygotowane dla omawiania budżetu. Strażnik Majchrzak odpowiedział jednak, że są to gołe liczby, które nie dają pełnego obrazu zakresu działalności SM. Po tej informacji i kilku pytaniach, panowie opuścili salę obrad. Temat odłożono w czasie, a ja się teraz zastanawiam, czy komisja otrzyma sprawozdanie czy powieść.




Jeśli chodzi o tytuł Honorowego Obywatela Miasta, burmistrz, mimo iż temat jest wałkowany od dawna, kategorycznie stwierdził, że nie ma o czym gadać. Bo radca prawny projektu przygotowanej uchwały nie widział(a). Na nic zdały się tłumaczenia radnego Koskiego, że konsultował się w tej sprawie z prawniczką i napisał projekt zgodnie z jej sugestiami. Uwzględniając także wszelkie uwagi radnych, którzy siedzą po słusznej stronie stołu. Burmistrz już się w tym momencie rozkręcił i podważał wszystko. Mimo, że przewodnicząca KO mówiła, że jest to wersja robocza ( !!!) do przedyskutowania ( !!!). Ale dyskusja padła na pysk, "że tak powiem".



 Posypały się pierwsze uwagi M. Naczyńskiego, że radna Olejnik powinna się nauczyć czytać, rozumieć i przygotowywać. O co chodziło konkretnie - trudno było wyłapać z jego słowotoku. M. Naczyński odczytał, a następnie przekazał radnej Olejnik pismo, w którym jasno wyraził swoją (???) opinię, że marnuje się publiczne pieniądze. Chyba chodziło mu o diety, ale pewności nie ma.


 
W dalszej części "dyskusji" ( cudzysłów zamierzony) burmistrz zabronił radnym robić uwagi na temat pracowników urzędu i nakazał mieć percepcję. Potem pi razy drzwi, innymi słowami, powtarzał to samo kilka razy.

Według mojej wiedzy obradami komisji kieruje jej przewodnicząca. I w cywilizowanym świecie tak się dzieje. U nas jest inaczej. W Przedborzu burmistrz chce decydować czy radni zebrali się zasadnie, czy prowadzą merytoryczne ( jego zdaniem) obrady, co powinni wiedzieć, co przeczytać, co rozumieć, ect. Wspomniał przy tej przemowie coś o Trójcy Świętej. Po co? - nie wiem.




 
Następnym punktem obrad miała być sprawa odpowiedzi dla mieszkańca, w kwestii z którą jakiś czas temu zwrócił się do radnych ( kanalizacja). Tu argumenty burmistrza były podobne, jak w każdym temacie. Dowiedzieliśmy się natomiast, że mieszkaniec już zapłacił i sprawa jest zakończona. Czyli: "nie ma już tej sprawy". Radni po niewłaściwej stronie stołu oponowali, ponieważ nikt ich o tym nie informował. Na to burmistrz odpalił, że był na Wyspach Kanaryjskich, a jak wrócił nikt go o to nie pytał. Przez grzeczność wyniesioną z domu nie zapytałam w tym momencie o jadłospis i ewentualne napitki w tym egzotycznym miejscu. A burmistrz, zapewne przez wrodzoną skromność, tymi informacjami z własnej woli się nie podzielił. Szkoda. Za to stwierdził, że ta dyskusja jest paranoidalna. 

Zrobił się niemiłosierny hałas, radni po właściwej stronie stołu zajęli się własnymi sprawami i nie zwracali już uwagi na nic. Gadali sobie głośno, podczas gdy burmistrz pokrzykiwał coraz głośniej. Wkoło to samo. Radna Olejnik próbowała mu odpowiadać, ktoś tam rękę podnosił z prośbą o udzielenie głosu, niektórzy zabierali głos sami dla siebie i pyskówka przybierała na sile.
 
Zwracam się teraz do radnej Olejnik, nie z uwagami, poradami i nie z naukami, tylko jako obserwator, "że tak powiem". Nie od dziś wiadomo, że jak burmistrz rzuca pytanie, to nie znaczy, że chce usłyszeć odpowiedź. On przecież doskonale zna odpowiedzi na wszystkie pytania, ma patent na rację i jest nieomylny. On sobie tylko przygotowuje pole do kolejnej tyrady i realizuje ją bez względu na to czy mu głosu udzielono czy nie. Jak powie coś (w jego własnym przekonaniu) mądrego, to śmieje się wzruszając rozpaczliwie ramionami i kontroluje publikę wzrokiem, czy ona ( publika) docenia jego polot. 


 
Jeśli o mnie chodzi, niestety nie doceniam. Nie lubię krzyków ani gadania o niczym. Nie lubię przerywania komuś w pół zdania. Nie potrzebuję powtarzania kilkanaście razy tego samego. Nie lubię niegrzecznych uwag i poleceń wydawanych przez M. Naczyńskiego. Dlaczego do tej pory nikt ( prócz mnie - kiedyś) nie zwrócił mu uwagi, że on nie jest od tresury innych ludzi? Podoba się komuś, jak wydaje polecenia typu: pani powinna, trzeba się nauczyć, należy czytać ...?
 
Mam kilka zasad którymi się kieruję uczestnicząc w bekowiskach w UM: nie daję się wyprowadzić z równowagi, nie proszę o udzielenie głosu osób, które boją się tego co powiem i dlatego "nie widzą" mojej podniesionej ręki, a jak ktoś do mnie zachowuje się po chamsku, to wychodzę.
 
Przewodnicząca, która posiedzenie zwołuje, wyjść nie może, ale ... może odebrać głos, jak się ktoś rozpędzi za bardzo, albo przynudza. Może zarządzić przerwę w obradach jak się robi cyrk i pyskówka. Może na ( idiotyczne) pismo odpowiedzieć po 14 dniach, tak jak to się robi w UM.
 
Rozumiem emocje i rozumiem że z niektórymi na ich poziomie spokojnie rozmawiać się nie da. Ale czyż nie jest najbardziej dla nich wnerwiające, gdy się im pokazuje klasę?
 
Oto np. radny Dziuba wielokrotnie mnie zaczepiał na sali posiedzeń ( i nie tylko), a ja olewam. Pyta - nie odpowiadam. Kłamie i pomawia - nie reaguję. Nie moja liga. Chwalił się dziś radny Dziuba swoim wykształceniem, głośno i dobitnie. Na mnie to wrażenia nie robi, bo wiem, że nie ma kultury za grosz. Choć dziś ani razu mnie nie zaczepił, ale to skutek, nie dobra wola.
 
Wracam. Niewątpliwie najbardziej się burmistrz zbulwersował, gdy miała być omawiana celowość dotacji dla umiłowanego stowarzyszenia. Prezes /dyrektor, podobno zaproszony, nie dotarł. W świetle tego faktu cała jego przemowa na ostatniej sesji RM okazała się tandetna i bezcelowa. Była za to pani ze stowarzyszenia, ale tylko słuchała i milczała.
 
Radny Dziuba wygadywał jakieś bzdury, że omawia się sprawy prywatnych osób. Zadziwiająca logika u człowieka z wykształceniem. Nie ogarnia, że prezes/dyrektor prywatną osobą jest u siebie w domu? A nie w związku z pełnionymi funkcjami? Burmistrz powtarzał, że "nie będzie pani do kieszeni komuś zaglądać". A ktoś komuś zaglądał? Czy mi się wydaje, że to burmistrz i radny Dziuba czasem publicznie poruszają tematy osobiste osób niepublicznych?
 
Oczywiście ten temat też był na liście niewłaściwych u burmistrza. Wspierał go dzielnie radny Mąkosa, przytaczając jakieś archiwalne fakty dotyczące przejęcia bursy przez gminę. I jakoś nikt z "adwokatów" prezesa/ dyrektora nie zauważył, że to jednak jest różnica jeśli chodzi o finanse, czy w bursie mieszka trzech uczniów czy cała gromada.
 
Niezwykle celna wydawała się uwaga burmistrza, gdy już trwała regularna kłótnia: nie wtorek jest. Faktycznie dziś mamy piątek. Ale to co burmistrz miał chyba na myśli, też mu nie jest znane. Wiem, bo mieszkam w pobliżu placu targowego. Wtorki, prócz warkotu samochodów, odgłosu rozmów i ewentualnie reklam dźwiękowych, ogólnie są dość ciche. Wyjąwszy pewne sytuacje, gdy pojawia( ła) się pewna osoba, ale tego publicznie poruszać nie będę.
 
Pod koniec bekowiska radny Koski zapytał radnego Zawiszę, jakie jest jego zdanie na temat celowości obrad komisji. Odpowiedź padła natychmiast: takie jak w piśmie. To wiele wyjaśnia tym, którzy jeszcze mieli jakieś złudzenia odnośnie przewodniczącego RM.
 
Głos zabierał także radny M. Mordak, pytał o sprawy zgłaszane w jego okręgu wyborczym. Z miejsca w którym siedziałam, w hałasie jaki panował, nie udało mi się dosłyszeć odpowiedzi burmistrza.
 
Widziałam też przerażenie w niektórych oczach radnych subtelnych "że tak powiem". I rozumiem ich doskonale. Żenujący jest poziom niektórych naszych przedstawicieli. Trzeba mieć nerwy ze stali, żeby to tylko obserwować. A co dopiero uczestniczyć. Czego wszystkim radnym myślącym logicznie z całego serca życzę.





                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.