poniedziałek, 2 kwietnia 2018

"Uzasadnienie do uzasadnienia" , czyli komisja rewizyjna w roli Naczelnego Sądu Administracyjnego


28 marca byłem świadkiem czegoś, co w teorii nazywa się posiedzeniem Komisji Rewizyjnej Rady Miejskiej w Przedborzu. I nazwa „posiedzenie”, jest tu bardzo trafna, ponieważ poza siedzeniem, czworo z jej członków nie wydusiło z siebie nawet jednego słowa, poza przewodniczącym tejże Komisji, którego do wydobycia z siebie głosu zmusiła pełniona funkcja.


 A i tu głos, to też najbardziej odpowiednie określenie, czyli coś, co jest tylko wibracją wytworzoną przez struny głosowe – nic ponadto… 

Tematem posiedzenia było wyjaśnienie kwestii podniesionej we wniosku z dnia 12 lutego 2018 roku, dot. podjęcia działań zmieniających treść Uchwały z dnia 28 czerwca 2017, którą to Uchwałą wniosek tego mieszkańca w sprawie poprawy organizacji dostępu do informacji publicznej przez Burmistrz i Radę, uznano za bezzasadny. 

Radni: Zawisza, członkowie Komisji Rewizyjnej: Obarzanek, Piskorz, Jarosz, Dziuba, Stępień

Mieszkaniec Pan Zbigniew Pluta zwrócił się w lutym o zmianę treści Uchwały podjętej w czerwcu ub. roku z bezzasadnej na zasadną, w świetle orzeczenia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który przyznał skarżącemu rację w sprawie bezpodstawnego naliczenia przez Burmistrza opłaty w kwocie 213 zł za udzielenie informacji publicznej. Orzeczenie to ma bezpośredni związek z wnioskiem, jaki rozpatrywany był przez Radę i uznany za bezzasadny w czerwcu 2017 r. 

Lekko spóźniony Burmistrz powitał radną Ocimek, słowami "że też ma Pani czas?" - wyrażając chyba zdziwienie i najwyraźniej dezaprobatę, że nie będąc członkiem komisji przyszła na obrady. Czy takie samo zdziwienie wyraził wobec przewodniczącego 1,85, który też członkiem rewizyjnej nie jest - tego nie zaobserwowałem. Najwyraźniej na sali posiedzeń obecność jednych jest bardziej wskazana, a drugich już mniej. 


Zaraz na początku posiedzenia okazało się, że Komisja Rewizyjna występuje w roli Naczelnego Sądu Administracyjnego, do którego wnosi się apelację od orzeczeń zapadłych w WSA. Przewodniczący składu przedborskiego NSA zakomunikował bowiem zebranym, że odczyta „uzasadnienie, do uzasadnienia WSA w Łodzi”. Przy czym zauważyć należy, że „uzasadnienie, do uzasadnienia”, nie było stanowiskiem wypracowanym przez komisję, lecz gotowcem przygotowanym przez radcę prawnego Edytę Szwed, którą to zatrudnia na potrzeby swoje Burmistrz Miasta. Oto treść tego uzasadnienia: 





Co zatem komisja chciała wyjaśniać, skoro przyszli i dostali już gotowca w postaci bzdur napisanych przez radcę? 

Dlaczego bzdury? Ponieważ jeśli chodzi o wniosek mieszkańca Przedborza, to czyniąc sprawę małoważną, wskazuje się na „incydentalny” „wyrok w konkretnej sprawie”, który wiąże „w danej konkretnie sprawie” (II SA/Łd 937/17), ale jeśli chodzi o naliczanie opłat za dostęp do informacji publicznej, to Burmistrz oparł się już na innym „prawomocnym wyroku wydanym przez ten sam Sąd” w roku 2016 r. (II SA/Łd 542/16) Tyle tylko, że ten drugi wyrok, też jest wyrokiem incydentalnym i wydanym w konkretnej sprawie. Ktoś taki jak radca prawny wiedzieć powinien, że Polska to nie USA i nie ma w polskim prawie czegoś, co określa się mianem precedensu. 

O „incydentalności” wypowiedział się też przewodniczący Stępień, który powiedział, że „Sąd uznał to za działanie incydentalne, co jest kolejną bzdurą, ponieważ Sąd o incydentalności nie wypowiedział się w uzasadnieniu ani sentencji ani jednym słowem. 



Spłyca się dodatkowo temat podnosząc tylko i wyłącznie niesłusznie naliczonej opłaty, co w trakcie swojego wywodu Naczyński zrzuca na czynniki typowo technicznej natury, jak np. przesłanie informacji w sposób inny niż wskazany przez wnioskującego. I już po takiej informacji, ktoś myślący uzna, że jednak wniosek mieszkańca z czerwca 2017 o prawidłową realizację ustawy o dostępie do informacji publicznej, powinien być uznany za zasadny, skro Sąd takie nieprawidłowości wskazał. 

Ale nie w Przedborzu. Tu radni „z naszej drużyny” za cenę samo ośmieszenia i zainkasowania doli w wysokości 2x220 zł (komisja i sesja), są w stanie przyjąć może nawet uchwałę o tym, że Ziemia jest płaska, jak Burmistrz tak zechce. 

W uzasadnieniu, poza czynnikami o materii „technicznej”, które dla organu ustawowo odpowiedzialnego za prawidłową realizację konstytucyjnego prawa do informacji publicznej, są „drobiazgami”, Sąd wspomniał też, a co Burmistrz skrupulatnie przemilczał, że opłata za udzielenie informacji publicznej była naliczona niesłusznie, ponieważ Burmistrz co prawda wykazał jakie Urząd poniósł koszty, ale w żaden sposób nie udowodnił, że były to koszty dodatkowe, niezwiązane z normalnym funkcjonowaniem organu, bo tylko w takim przypadku, kiedy informacja ulega przetworzeniu, lub udzielenie odpowiedzi generuje ponadnormatywne koszty funkcjonowania jednostki – koszt taki może zostać naliczony i obciążyć nim można wnioskującego. A to już nie jest „szczegół”, ponieważ dostęp do informacji publicznej jest z reguły bezpłatny. 

W tym „konkretnym” , „incydentalnym” przypadku, raczej trudno było wykazać, że udzielenie informacji generowało dodatkowe koszty, bo kto się interesuje to wie, że do jej przygotowywania „po godzinach”, przyznała się była kierownik IRŚ, A. Bartecka – która jeśli chodzi o przygotowanie informacji publicznej, to została w pracy „po godzinach”, co miało kreować obciążenie dodatkowym kosztem wnioskującego, ale jeśli już chodzi o spotkania pod cmentarzem w Czermnie z drugim pracownikiem UM w godzinach jego otwarcia, to się mówiło o „nienormowanym czasie pracy”, a pracując w takim systemie zostawanie „po godzinach” jest niemożliwie, więc naliczenie opłaty za informację było celowe, i nie związane z dodatkowym obciążeniem Urzędu. 

Tytani pracy w Komisji Rewizyjnej
Nie popisał się też przewodniczący Stępień rozwodząc się nad jednym z punktów sentencji orzeczenia WSA, gdzie zapisano, że skarżącemu Burmistrz ( z kasy Gminy) ma zwrócić 200 opłaty za wniesienie sprawy, twierdząc, ale Sąd nie orzekł zwrotu naliczonej za informację kwoty 219 zł 40 gr. – „to coś w tym musi być”, a na moje słowa skierowane do niego po komisji, że nie musiał, bo skoro Sąd orzekł, że naliczenie było bezprawne, to samo z siebie powoduje, że kwota ta powinna być zwrócona, odrzekł, że „a nad tym, to już niech się głowią urzędnicy”. 


Najbardziej z posiedzenia tej komisji musiał być zadowolony rady Dziuba, który w milczeniu przesiedział 24 minuty, inkasując 220 zł, co daje 9 zł 16 gr. za minutę NICNIEROBIENIA . Pozostali zarobili za swoje milczenie po 220 za 1 h – 3,66 zł/min (Jarosz, Piskorz, Obarzanek), a przewodniczący Stępień 308 zł- 5,13 zł/min.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.