sobota, 3 października 2020

Serdecznie witam Czytelników Jawnego Przedborza

Właśnie obejrzałam relację z XXV sesji przedborskiej RM, gdzie wszystkich witano bardzo serdecznie. Nie mam pojęcia skąd nagle taka fala serdeczności , ale dobre przykłady należy zauważać i powielać, to ja też. Żeby było miło. Przynajmniej na początku niniejszego wpisu. 

Sesję obejrzałam i wysłuchałam, bo nareszcie stało się to możliwe. Wcześniej serwowano ciekawym (tego, o czym radni decydują) totalny bełkot. Urozmaicany dzwonkami telefonów, szuraniem krzeseł, odgłosem kroków, chrząkaniem, piskami i innymi podejrzanymi dźwiękami. Nie jest ważne, czy poprawa to skutek moich licznych telefonów do UM w tej sprawie, czy też interwencje kogoś innego, ale fakt jest faktem: słychać idealnie. Można? Można! A skoro nareszcie słychać co mówią, pozbyłam się swoich podejrzeń, że wcześniejsze problemy z fonią były zamierzone. A nawet się ucieszyłam, bo wolę oglądać w domu. Dlaczego? O tym na końcu. 

Radość moja trwała jednak krótko, albowiem polszczyzna stosowana w przedborskim ratuszu podczas obrad RM przyprawia mnie o ból serca i głowy. Wiadomo, że na kaleczenie języka ojczystego jestem uczulona. I nie myślcie, że przesadzam. Przykład: gdy ktoś mówi: „nie wiem, bo z tego co wiem”, to ja nie wiem, czy ten ktoś wie że nie wie, czy nie wie że wie. Byłby to oczywiście pryszcz, gdyby akurat nie omawiano ważnej sprawy dotyczącej funkcjonowania toalety w parku. Z jednym parkowym sraczykiem były problemy, to ten drugi mógłby być dla odmiany bezproblemowy. Dla dobra naszych mieszkańców. Bo póki co ni ma gdzie i trza w krzoki. 

Skoro już o parku mowa: byłam i widziałam. Chodzi o park przy ulicy Krakowskiej. Ma rację radna Alicja Ocimek, gdy twierdzi, że wykonawstwo jest niechlujne. Z bliska wygląda to zupełnie inaczej, niż na zdjęciach zaprzyjaźnionego ( nie ze mną) fotografa. Z bliska wygląda to wszystko po prostu tandetnie. Szczegółów omawiać nie będę, bo radni oglądali, to wiedzą. A jak kto z Was ciekawy, mili Czytacze, to niech sam pójdzie i zobaczy. Zresztą, nawet pani burmistrz podczas sesji przyznała: „ja nie mówię, że park jest pięknie zrobiony”. Natomiast usprawiedliwianie tej partaniny było z tych raczej pokrętnych. A już zupełnie nie pokapowałam tego: „a jeżeli byśmy teraz chcieli sobie dopasować ten projekt jak już tu panu radnemu mówiłam do tego komu jak pasuje i co powinno być (…)”. Chyba chodziło o trzymanie się projektu w trakcie realizacji. Wynika z tego, że albo projekt był do d***, albo wykonawstwo się z projektem rozminęło. Albo jedno i drugie. Efekt jest smutny i nie ma co zwalać winy na wandali. Nie przeczę, że w Przedborzu jest problem z menelami niszczącymi mienie wspólne. Ale niedoróbek w taki sposób tłumaczyć nie należy. Bo jak ktoś coś zniszczy, to łatwo poznać i odróżnić od … fuszerki. 

Przyznam, że nie pojmuję, że choć pani burmistrz często zachęca do współpracy, teoretycznie docenia wskazówki i wręcz dopomina się o uwagi, to gdy te czasem następują, odbiera je jak personalne ataki na siebie i wszystkiemu zaprzecza. Obserwuję pracę i „pracę” radnych od dawna i nigdy nie zauważyłam, żeby np. radna Alicja Ocimek była złośliwa, albo chciała kogoś obrazić. W przeciwieństwie, bo jej dowalano po chamsku wielokrotnie. Więc nie ogarniam, dlaczego jej merytoryczne i uzasadnione spostrzeżenia są zbywane w tak idiotyczny sposób. Jak na tej sesji. 

Kończąc kwestię parku: poczekam aż wykonawca poprawi co spieprzył i ponownie udam się na oględziny. Moje zdanie dla radnych i burmistrza jest bez znaczenia, ale Was mili Czytacze poinformuję co i jak. 

Cóż jeszcze z rzeczy dziwnych albo niepojętych wyłapałam z relacji ? Taki paśtecik: reprezentantem radnych w komisji do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych ( sorki za nazwę pisaną w taki sposób, ale dla mnie to jest fikcja, ta komisja) będzie przewodniczący RM . W tej sprawie pani burmistrz powiedziała: „ ja tylko zmieniłam jedną osobę”. Nie chce mi się teraz szukać ( i czytać) regulaminu. Ale tak na logikę: czy to nie radni powinni typować swojego reprezentanta? Owszem, jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi, ale akurat pan Zawisza? Jedyny radny, u którego stwierdzono ( sądownie) wykonywanie obowiązków związanych z pełnieniem funkcji pod wpływem alkoholu ( 1.85%). Toż to kuriozum jest! Pomijam, że w ostatecznym rozrachunku była to chyba najdroższa flaszka w okolicy. Nie z mojej kieszeni, to co mnie to obchodzi. Ale fakt jest faktem, obciach był jak jasny gwint, a teraz pan Zawisza będzie rozwiązywał problemy alkoholowe ? Sorry, nie ogarniam … 

Fatalne wrażenie zrobiło na mnie odsłuchiwanie dyskusji dotyczącej odbioru śmieci z największego skupiska ludzi w gminie, czyli z osiedla. Prezes SM i jednocześnie radna, logicznie argumentowała potrzebę częstszego wywozu śmieci z tego miejsca, a pani burmistrz „odbijała piłeczkę” w tak beznadziejny sposób, że aż wstyd to komentować. Na koniec przepychanki powiedziała ( pani burmistrz) : „proszę poprosić pana sekretarza”, aby ten poświadczył jej słowa. I to już jest dla mnie cyrk, taki sam jak za słusznie minionego, choć nieodległego czasu. Na marginesie: ten czas ( l. poj.), więc tego czasu, a nie tamtymi czasami ( l.mn.). Wracam. W jakiej roli wystąpił na sesji pan sekretarz? Świadka? Dla mnie ten człowiek nie jest ani wiarygodny, ani kompetentny. I było oczywiste, co powie. A pani burmistrz podsumowała to tak : „dlatego jak z kimś rozmawiam proszę pana sekretarza albo pracownika, żeby później nie było przekręcane”. Dżizas! Zakładam się o antałek dobrego wina, że pan sekretarz zapytał pracownicę po co jest wzywany na salę obrad. 

Jest coś takiego, jak mowa niewerbalna. Ktoś, kto jest w tym otrzaskany, „że tak powiem”, wyłapuje ściemę za każdym razem. Proste. Ponadto zauważam, że pani burmistrz kontynuuje niektóre paskudne metody poprzednika i przyznaję: źle mi się to kojarzy. Podobnie jak w przypadku przewodniczącego RM. Dotyczy to zarówno wysławiania się, jak i treści przekazywanych. A przede wszystkim sposobu traktowania tych, którzy mają inne zdanie, albo wnoszą jakieś uwagi. Nie można normalnie? 

Doprawdy, komfortowo jest to wszystko śledzić w necie, w zaciszu własnego domu. Mogę przy tym obierać grzyby, pić kawusię, albo śmiać się bez konsekwencji, gdy ktoś coś palnie. Wiecie, jak sobie przypomnę reakcje burmistrza i niektórych radnych, z czasu, gdy siedziałam podczas sesji albo komisji na sali obrad, to jeszcze dziś mi się rzygać chce. Co prawda, odkąd jest obowiązek rejestrowania tych wydarzeń, obradujący mocno się pilnują i pewne sytuacje już się nie zdarzają, ale niesmak mi pozostał. Zwłaszcza w odniesieniu do niektórych, wieloletnich radnych, oraz do tych, którzy już chwała Bogu radnymi nie są. Osobiście też już jestem na innym etapie, który najkrócej ujmując skwituję tak: mogę, ale nie muszę. Wiadomo, wcześniej też nie musiałam, ale jak się powiedziało A, to dalej już leciało. 

Piszę to dlatego, że współczuję radnym opozycyjnym, zwłaszcza dwojgu z nich. Że muszą, skoro się podjęli. W takim towarzystwie. Gdzie niektórzy radni - jak sami mówili – nawet nie słuchają co się dzieje, bo ich to nie interesuje. A sami na wszelki wypadek też nic nie mówią, żeby się nie skompromitować. Przecież nawet z czytaniem bywały kłopoty, pamiętacie... Moim zdaniem, decyzje jak dawniej zapadają w całkiem innym miejscu, a podczas sesji nadaje się im tylko formalny wymiar. Według wytycznych i … bo jest większość. Ma to wszystko z prawdziwą samorządnością tyle wspólnego, co lokalni wybitni „myśliciele” z troską o rozwój gminy. Byle coś tam załatwić w swoim okręgu, żeby znowu wybrali jak przyjdzie pora. Palcem nie będę pokazywać kogo tak oceniam, ale chyba z grubsza wiadomo. W takim saganku, jako gmina, mamy raczej niewielkie szanse na dorównanie innym. Przewiduję, że będzie jak było i tylko sobie niektórzy nerwy będą szarpać z bezsilności wobec „bo tu jest Przedbórz”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.